26 mieszkańców w kwarantannie domowej, 47 pod obserwacją epidemiologiczną, 4 zarażonych. Pozostałych 2600 dorosłych mieszkańców Białopola stara się żyć mimo strachu przed koronawirusem.
- A pan to się nie boi? Przecież to może człowieka dopaść w każdej chwili. I jest śmiertelne, bo w bogatszyh krajach ludzie masowo umierają – słyszymy przed Lewiatanem w Białopolu. - A u nas? Jak się człowiek pilnował, to i zdrowy będzie. Poza tym, za dużo przyjezdnych nie ma, więc jak się siedzi w domu i nie wychodzi bez potrzeby, to i chorowania nie będzie.
Białopole, jedna z najmniejszych gmin powiatu chełmskiego, od 19 marca jest na ustach całej Polski. Wszystko dlatego, że u proboszcza odkryto koronawirus. Duchowny wcześniej leczył się na serce i płuca. W związku z tym trafił do szpitala w Chełmie. Tam zrobiono mu test i trafił do szpitala zakaźnego w Puławach.
Wójt wie więcej niż Sanepid
O zabójczym wirusie w gminie pierwszy dowiedział się wójt.
– Kościół wyprzedził wszystkich. W środę po 21-szej zadzwonił do mnie zwierzchnik proboszcza. To było pełne zaskoczenie, bo nie sądziłem, że tak szybko koronawirus dotrze do nas. Ale z drugiej strony, ksiądz był narażony bardziej niż inni - mówi wójt Henryk Maruszewski. - Zawsze otoczony ludźmi, czy na mszy czy po niej.
Jeszcze tego samego wieczora wójt zadzwonił do Sanepidu w Chełmie.
– Nic nie wiedzieli o tym, że proboszcza przewieziono do Puław - przyznaje.
Za to już w czwartek od rana Białopole było na ustach wszystkich.
- Byli i z telewizji i z radia. Dzwonili z gazet - opowiada wójt Maruszewski. - Oglądałem to potem w internecie. Z jednej strony dobrze, bo zaraz odezwały się służby, którym się wcześniej jakoś nie śpieszyło, z drugiej tyle nowych rzeczy w gminie zrobionych a w telewizji pokazali dziadostwo.
Pobrano też próbki do badań od wszystkich z otoczenia księdza: katechety z rodziną, gospodyni, organistki i kilku innych. W sumie w kwaranntannie domowej zostało 26 mieszkańców Białopola, ponad czterdziestu następnych trafiło pod obserwację epidemiologiczną.
Strach w rękawiczkach
Po Białopolu prawie nikt nie chodzi. Wyjątkiem jest listonosz Stanisław Sadowski. Odwiedza dziennie kilkadziesiąt osób. Jest towarzyski. Zagaduje.
– Ale w rękawiczkach i na dystans. Strach jest, a praca taka, że z ludźmi trzeba być – mówi listonosz. - Boimy się tu, bo przecież wykryli to u księdza przez przypadek. Leczył się chłop na co innego. A tylko każą siedzieć w domach, nie sprawdzają po kolei. A ja po tych domach chodzę codziennie.
W Białopolu strach stać też w kolejce: do apteki, spożywczego i banku. Ale ludzie stoją, bo muszą. Tylko w sklepie z częściami do maszyn pusto. Właściciel zostawił drzwi otwarte na oścież i wyszedł po mineralną.
– Pewnie, że się boję, bo mam w domu żonę i dwójkę dzieci – mówi Maurycy Kuźnicki, którego zastajemy w kolejce do apteki. - Podobno w aptece nie ma maseczek ani rękawiczek. Nieciekawie to wygląda. Wczoraj dzwonił z Londynu siostrzeniec. Śmiał się ze mnie. Tam dzieciki chodzą do szkoły, a oni do pracy a potem do pubu.
Wójt Maruszewski odebrał w piątek telefon z Włocławka.
– Zapytał mnie człowiek, od kiedy Białopole jest czerwoną strefą, bo był tu, u rodziny, 10 marca i nie wie czy się zgłosić do Sanepidu. Powiedziałem, że oddzwonię, jak się coś zmieni – uśmiecha się pod wąsem Maruszewski.
Na razie wiadomo, że kościół będzie zamknięty do wtorku.
W piatek po południu okazało się, że w Białopolu chorych jest więcej.
- Mamy już potwierdzenie. Trzy próbki dały wynik pozytywny – mówi Lech Litwin, dyrektor do spraw medycznych chełmskiego szpitala wojewódzkiego. - Pacjenci czują się dobrze. Poza wynikiem testów, nie mają żadnych innych objawów choroby.-
Cała trójka to mieszkańcy gminy Białopole. Wcześniej przebywali w nałożonej przez epidemiologów kwarantannie, bo mieli kontakt z koronawirusem. Teraz są izolowani na oddziale zakaźnym chełmskiego szpitala wojewódzkiego.