Zawieszenie rozgrywek mocno pokrzyżowało szyki wiceliderowi tabeli. Rewelacyjna Włodawianka szykowała kilka ciekawych transferów. Do drużyny miało dołączyć trzech zawodników: Przemysław Ilczuk (Orlęta Spomlek Radzyń Podlaski), Maciej Welman (Stal Kraśnik) oraz Gabriel Jakimiński (Lublinianka)
Niestety, przed zawieszeniem rozgrywek nie udało się załatwić wszystkich formalności. Dlatego oficjalnie Włodawianka nie dokonała jeszcze żadnego transferu. Jeżeli uda się wznowić rozgrywki to posiłki się przydadzą, bo zespół opuściło aż siedmiu piłkarzy. Dayron Gongora Valdes wylądował w ekipie MKS Arłamów Ustrzyki Dolne, a Michał Walaszek przeniósł się do Vitrum Wola Uhruska. Aż pięciu graczy nie wznowiło za to treningów. W tym gronie są: Paweł Soroka, Mateusz Kędzierski, Mikołaj Kańczugowski, Maciej Kornacki oraz Sebastian Marconi.
– Patrząc na zimowe okienko trzeba przyznać, że nasza kadra straciła trochę na liczebności. Na pewno będzie nas mniej niż jesienią. Z drugiej strony jakościowo wcale nie będzie tak źle, bo chcieliśmy zgłosić trzech zawodników. Dzięki temu rywalizacja na kilku pozycjach na pewno by się zaostrzyła. Przemek Ilczuk i Maciek Welman grali ostatnio w trzecioligowych klubach, więc na pewno powinni się nam przydać. Gabriel Jakimiński był za to jednym z najaktywniejszych w marcu podczas zajęć indywidualnych. Ćwiczą z nami i wydaje mi się, że będą chcieli zostać we Włodawiance. Musimy jednak czekać na rozwój wydarzeń. Na razie nie ma chyba sensu potwierdzać nowych piłkarzy, skoro nie wiemy, czy w ogóle zagramy jeszcze w tym sezonie – wyjaśnia Mirosław Kosowski, trener ekipy z Włodawy.
Ilczuk ostatnio był graczem Orląt Spomlek. W rundzie jesiennej wystąpił w 16 meczach, a sześć razy wychodził w podstawowym składzie biało-zielonych. Welman w obecnych rozgrywkach nie pojawił się na murawie w barwach Stali Kraśnik, ale w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu pokazał się z dobrej strony. Uzbierał 13 występów, 10 razy zaczynał spotkania i zapisał na swoim koncie dwa gole. Można było się spodziewać, że obaj będą prawdziwymi wzmocnieniami wicelidera tabeli IV ligi.
Nie da się upilnować wszystkich
Jak w ogóle podopieczni trenera Kosowskiego radzą sobie przy okazji przerwy w rozgrywkach?
– Cały czas trenujemy indywidualnie. Co tydzień wszyscy dostają harmonogram zajęć i w miarę możliwości każdy stara się go realizować. Wiadomo, że część chłopaków pracuje, więc na pewno nie udaje im się wykonać wszystkich treningów. Uważam jednak, że frekwencja jest naprawdę przyzwoita. Są też osoby bardzo aktywne, które praktycznie każdą wolną chwilę poświęcają na to, żeby poćwiczyć. O ich formę nie trzeba się martwić, na pewno będzie optymalna. W tym gronie są przede wszystkim Patryk Błaszczuk i właśnie Gabriel Jakimiński – wyjaśnia szkoleniowiec Włodawianki.
Kiedy nasi czwartoligowcy mogą wrócić do gry o punkty? – Nikt tego nie wie, ale wydaje mi się, że nie prędko – przekonuje popularny „Kosa”.
– Patrząc na to co się dzieje nie będzie łatwo dograć sezonu. Trzeba być jednak przygotowanym. Mam wgląd w to, co robią zawodnicy, ale wiadomo, że mamy też do siebie wzajemnie zaufanie. Nie da się na odległość wszystkich upilnować. Myślę, że nawet w czwartej lidze zawodnicy mają jednak świadomość, po co trenują i dlaczego obciążenia są takie, a nie inne. Każdy z chłopaków już do tego dorósł – zapewnia opiekun wicelidera IV ligi.
A jak zapatruje się na pomysły dokończenia sezonu 2019/2020? – Powiem szczerze, że nie wiem, jak rozwiązać sytuację. Sporo zależy od tego, kiedy tak naprawdę będziemy mogli grać. Grupa mistrzowska i spadkowa to jest jakiś pomysł. Siedem meczów udałoby się rozegrać nawet w późniejszym terminie i praktycznie w miesiąc można dokończyć rozgrywki. Jeżeli nie będzie takiej możliwości, to może jakieś baraże? Decyzja będzie należała do Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, a nam pozostaje czekać na rozwój sytuacji – mówi trener Kosowski.
– Nigdy nie spotkałem się z tak długim okresem przygotowawczym. A teraz on przecież dalej trwa. Najgorsze jest to, że po rozegraniu wielu sparingów chłopaki znowu mają rozbrat z boiskiem. Każdy stara się podtrzymać formę, jeżeli chodzi o motorykę, technikę indywidualną, ale nikt nie uczestniczy przecież w grze na dużym boisku. W przypadku wznowienia sezonu nie spodziewałbym się bardzo wysokiej formy sportowej u piłkarzy. I nie chodzi mi tylko o naszą czwartą ligę, ale o wszystkie rozgrywki. Przecież każdy zespół jest w tej samej sytuacji – dodaje szkoleniowiec.
Mecze bez kibiców?
Powoli trzeba też szykować się na to, że gdyby udało się dograć sezon, to raczej kibice nie będą mieli wstępu na mecze.
– Wiadomo, że dla bezpieczeństwa lepiej byłoby rozgrywać spotkania bez publiczności. Dopóki jest jakiekolwiek zagrożenie to w ogóle nie ma sensu pojawiać się na murawie. Z drugiej strony każdy z chłopaków uwielbia piłkę i każdy chciałby już wrócić. Może w tych niższych ligach, gdzie i tak na meczach pojawia się około 200 osób dałoby się wszystko zrobić z głową i byłoby w miarę bezpiecznie? Zobaczymy, na razie najważniejsze jest zdrowie i trzeba skupić się na tym, żeby opanować epidemię. A o powrocie na boiska pomyślimy, jak już będzie bezpiecznie – przekonuje trener klubu z Włodawy.