Rozmowa z Rafałem Zimnym, autorem „Słownika polszczyzny politycznej
po 1989 roku”.
– Staraliśmy się z kolegą, Pawłem Nowakiem z UMCS w Lublinie, opisać tak zwane polityczne „skrzydlate słowa”. Czasem są to dosłowne cytaty, czasem związki frazeologiczne, które się utrwaliły, a o których wiadomo, kto jest ich autorem.
Musieliśmy zbadać, czy sformułowania te są często powtarzane, czy nabierają dodatkowych, wtórnych znaczeń, odrywają się od pierwotnego kontekstu. Okazuje się, że w wielu przypadkach tak się dzieje.
Co trafiło do słownika?
– Najwyrazistsze, niektóre bardzo udane, sformułowania polityków, chociażby „plusy ujemne, plusy dodatnie” czy „Nie chcem, ale muszem” Wałęsy. Jest też „siła spokoju”, są słynne „kurwiki”... To wyrażenia funkcjonujące w języku, najczęściej medialnym, ale mam wrażenie, że niektóre z nich mają szanse zadomowić się w polszczyźnie na dobre, jak to się stało na przykład z „pomrocznością jasną” czy „Jestem za, a nawet przeciw” Wałęsy. Na razie wiemy, kto to powiedział i w jakich okolicznościach, ale to wyrażenia używane już absolutnie uniwersalnie często w kontekstach pozapolitycznych, w nowej funkcji.
Często pan przywołuje Wałęsę. Czy to mistrz politycznych określeń?
– Nie nazwałbym go mistrzem. Tak się akurat składa, że to ja, a nie kolega, opracowywałem większość wyrażeń byłego prezydenta, dlatego zapadły mi w pamięć. Jeśliby jednak policzyć, to w słowniku najwięcej jest wyrażeń wprowadzonych w obieg przez braci Kaczyńskich. Ale to z racji tego, że ostatnie lata pamiętamy najdokładniej, a rywalizacja polityczna między PiS a PO jest pełna niezwykłej, niespotykanej wcześniej agresji i wrogości. Stąd duża liczba nagłośnionych przez media wypowiedzi obu braci, i nie tylko zresztą ich, które funkcjonują w tekstach dziennikarskich czy politycznych.
Jak przypominam sobie ostatnią twórczość językową polityków, to staje mi przed oczami marszałek Niesiołowski ze swoimi ciętymi ripostami. Niesiołowski też jest w czołówce?
– Nie. Tak się składa, że jego powiedzenia, czasem nawet dość ostre inwektywy, niespecjalnie się upowszechniają. Spójrzmy jednak do słownika... Jest kilka jego haseł. Są „pornogrubasy”, jest też „idiotka” (o posłance Hojarskiej), ale nie jako osobne hasło, podobnie jak nie jest nim spopularyzowana przez Niesiołowskiego „tymińszczyzna”. Akurat te przykłady pokazują, jak konstruowaliśmy słownik. Aby dokładnie opisać językowe funkcjonowanie jakiegoś wyrażenia, trzeba było czasem uwzględnić jego szerszy kontekst, obejmujący także inne, rzadsze, sformułowania.