Takie wymiary ma Józef "Józek” Tomaszewski, prawdopodobnie najsilniejszy człowiek w Lublinie. Zawodnik Samsona Lublin w zawodach strongmanów organizowanych w Kozim Grodzie nie przegrał od 2005 roku.
Kiedyś wolałem szachy
Przez długi czas nic jednak nie wskazywało na to, że zostanie on jednym z najlepszych strongmanów w Polsce. – W dzieciństwie bardzo lubiłem grać w szachy. Byłem nawet mistrzem województwa koszalińskiego. W szóstej klasie szkoły podstawowej zacząłem ćwiczyć bieganie. Sportami siłowymi zainteresowałem się dopiero w szkole średniej, kiedy trafiłem do Asa Szczecinek i trenera Tadeusza Stępnia. Pomysł na bycie strongmanem pojawił się w mojej głowie dopiero po przeprowadzeniu się do Lublina. Miłość do tego sportu zaszczepił we mnie Marek Gumienniczek. Miałem wtedy 21 lat – wspomina popularny "Józek”.
Początki były bardzo trudne, gdyż Tomaszewski trenował praktycznie codziennie. – Teraz również dużo ćwiczę. Podczas jednych zajęć przerzucam około 60 ton – wyjaśnia.
Beczka piwa
"Józek” robił bardzo szybkie postępy. – I pozwoliło mi to startować w zawodach. Po raz pierwszy swoje umiejętności zaprezentowałem podczas pojedynku siłaczy w dyskotece w Płouszowicach. Byłem jedynym chłopakiem z miasta, reszta uczestników pochodziła z okolicznych wiosek. To były prawdziwe "chłopy”, które swoją siłę fizyczną zawdzięczały pracy na roli. Mimo dużej konkurencji, udało mi się wygrać. W nagrodę otrzymałem beczkę piwa, ale oddałem drugiemu zawodnikowi – wspomina.
W zawodach strongmanów siła fizyczna to tylko jeden z elementów umożliwiających zwycięstwo. – Równie ważna jest odpowiednia koncentracja i silny charakter. Ja najlepiej skupiam się w towarzystwie żony. Przed startem najczęściej idziemy na spacer, a później wspólnie siadamy do obiadu.
320 kilogramów w martwym ciągu
Pewnie wielkiego obiadu? – A nie, wbrew pozorom nie jem dużo. Najbardziej lubię makarony, ziemniaki, ryż i mięso. Przepadam również za piwem. Nie piję go jednak w zimie. Wtedy przychodzi czas na czerwone wino – tłumaczy strongman.
Czy trening połączony z odpowiednią dietą wystarczy, aby przenosić ogromne ciężary? – Oczywiście, że nie. Trzeba mieć silną psychikę i przełamywać samego siebie. Przez długi okres nie potrafiłem podnieść w martwym ciągu 250 kg. Udało mi się to dopiero podczas zawodów w Gnieźnie w 2007 roku. Teraz mój rekord w tej konkurencji wynosi 320 kg – tłumaczy.
Organizatorzy zawodów mają wiele pomysłów na przeróżne dyscypliny, w których strongmani mogą rywalizować.
– Najbardziej lubię ciągnąć TIR-y. Uwielbiam, kiedy jestem zaczepiony w szelki, a kierowca puszcza hamulec. Największy pojazd, jaki poruszyłem? Kiedyś udało mi się przeciągnąć na dystansie 20 m TIR-a ważącego 28 ton. Marzę jednak, aby zmierzyć się z samolotem – powiedział Tomaszewski.
Czy to bezpieczne?
– Z pewnością nie jest to sport dla zwykłych śmiertelników. Tu trzeba być ulepionym z innej gliny. Nie boję się jednak o swoje zdrowie. Jeżeli ćwiczy się z głową i pamięta o rozgrzewce i rozciąganiu, to nic złego nie powinno się stać. Nie wolno zapominać również o odnowie biologicznej. Regularnie chodzę na masaże i do solarium. Nie służy mi ono jednak do opalania się, ale do wygrzania przemęczonych stawów.
Pudzian i Józek
"Józek” w Lublinie nie ma sobie równych. – W Kozim Grodzie tym sportem zajmuje się zaledwie kilka osób. Na arenie ogólnopolskiej jest o wiele trudniej. W swojej karierze stałem jednak już wielokrotnie na podium przeróżnych ważnych zawodów. Najbardziej cenię sobie trzecie miejsce w Pucharze Polski w Śremie – opowiada Tomaszewski.
W Polsce słowo strongman kojarzy się przede wszystkim z Mariuszem Pudzianowskim. – To idol młodzieży. "Dominator” przyczynił się jak nikt inny do rozwoju tej dyscypliny w naszym kraju. Każdy młody człowiek wzoruje się na nim – tłumaczy.
Nie inaczej jest z Tomaszewskim, a podobieństwa między "Pudzianem” a "Józkiem” widać od razu. Podczas niedawnej gali boksu zawodowego organizowanej przez Paco Lublin, na ringu gościnnie pojawili się strongmani. Tomaszewski okazał się największym showmanem tej imprezy.
– Uwielbiam kontakt z publicznością. Na tym polega ten sport. Startujemy przecież dla ludzi, a nie dla siebie – twierdzi.
Na bramce też stałem
Tomaszewski byłby z pewnością jeszcze lepszy, gdyby mógł skupić się wyłącznie na sporcie, ale…
– Z pieniędzy zarobionych na zawodach nie da się utrzymać rodziny, zwłaszcza że ona mi się w tym roku powiększyła. W styczniu na świat przyszła Halinka. Pracy się nie boję. Obecnie jestem budowlańcem i pracuję przy wykończeniach domów. W przeszłości podejmowałem się różnych zajęć, m.in. stałem na bramce w dyskotekach. Moja siła fizyczna kilka razy przydała się tam, chociaż starałem się jej bez potrzeby nie używać. Kilka epitetów wtedy jednak usłyszałem. Nie rozumiem, dlaczego ludzie o osobach dobrze zbudowanych mówią "burak'? Może to zwykła, ludzka zazdrość? – zastanawia się Tomaszewski.
Zwłaszcza, że "Józek” to człowiek, który ma poukładane życie osobiste. – Mam cudowną żonę Anetę i wspaniałą córkę. Jestem szczęśliwy. Czego chcieć więcej? Sponsora…