Dom za 200-300 tys. zł. Willa z basenem już za 500 tys. zł. Ceny nieruchomości w USA spadają na łeb na szyję. Domy są tańsze niż na Lubelszczyźnie, tylko pracy nie ma. Dlatego Polacy wracają.
A to oznacza, że willa z basenem jest znacznie tańsza niż u nas…
Tanio sprzedam!
Wartość nieruchomości w całym kraju spadła nawet o 50 proc. Oczywiście, między poszczególnymi stanami są różnice. Dobrym przykładem jest stan Nowy York, gdzie ceny są niższe niż w Lublinie, chociaż do nas też dotarł kryzys. Tam dom można mieć już za 300 tys. w przeliczeniu na złotówki. Jeżeli wybierzemy nieco gorszą dzielnicę zapłacimy nawet poniżej 200 tys. A takich ofert stale przybywa.
- Ludzie masowo zaczęli sprzedawać domy, bo nie mają pieniędzy na spłatę rat - wyjaśnia Tomasz Iwan. - To spowodowało drastyczny wzrost podaży. Natomiast popyt na nieruchomości odwrotnie: spadł. Skutek już znamy: śmiesznie niskie ceny.
Wziąłeś kredyt? Szukaj kupca
Przyczyną takiej sytuacji są straty, jakie poniosły banki i inne instytucje finansowe w związku z kryzysem. - Przez to niechętnie udzielają kredytów hipotecznych osobom fizycznym. A pamiętajmy, że 90 proc. transakcji kupna nieruchomości jest przez nie finansowana. Brak możliwości wzięcia kredytu pociągnął za sobą cały łańcuszek - mówi Iwan. Ubywa więc kupujących. Rzadko kogo stać na kupno nieruchomości za gotówkę.
Klienci, którzy nie mogą spłacić kredytu zostają na lodzie. Muszą sprzedać dom lub mieszkanie, żeby spłacić dług. - Szczególnie boją się właściciele domów na państwowych działkach. W razie zalegania z opłatami grozi im eksmisja nawet tego samego dnia - wyjaśnia Paulina studentka z Lublina, która ma rodzinę w USA. - Do tego może jeszcze dojść utrata pracy, o co teraz bardzo łatwo.
Praca i jest i jej nie ma
Kryzys spowodował spadek produkcji w fabrykach. Nie ma zamówień, są więc zwolnienia. Albo przymusowe urlopy. - Kłopot w tym, że na takim urlopie, który może potrwać dostaje się marny procent tego, co można zarobić - dodaje Paulina.
Część zakładów upada i wtedy z dnia na dzień trzeba szukać nowej pracy.
- Ostatnio moja koleżanka zdecydowała się na powrót do Polski, ponieważ jeden z zakładów krawieckich, w którym pracowała został zamknięty. Nie mogła znaleźć nic nowego, wiec wróciła - opowiada pani Barbara z Lublina, która wróciła z USA pod koniec 2007r. - Ja chciałam wrócić, to była moja decyzja. Teraz niestety warunki ekonomiczne do tego zmuszają.
Mimo, że nie wszyscy Polacy pracują w zagrożonych branżach, to i tak zaczyna się fala powrotów. Cały czas potrzebni są m.in. pracownicy w budownictwie, opiekunki do dzieci i osób starszych, pomoce domowe. Jednak sporo ludzi wraca, bo nie chce ryzykować. Nie ma - mówią - perspektyw na stały pobyt.
Wynajmuj i zarabiaj
Spokojni mogą być ci, którzy wynajmują mieszkania w Stanach. To się jeszcze opłaca, ponieważ ceny najmu nie spadły i to się raczej nie zmieni. - W związku ze spadkiem cen nieruchomości opłacalne będzie wynajmowanie domów czy mieszkań, ale kupionych dopiero teraz; za znacznie niższą cenę - przekonuje Tomasz Iwan.
Gorzej mają ci, którzy kupili dom lub mieszkanie wcześniej. Po pierwsze zapłacili za nie znacznie więcej. Poza tym, jeżeli kupowali na kredyt to przy wzroście oprocentowania i zapłaceniu kilkuprocentowego podatku katastralnego niewiele im zostaje na rękę.
- Nie mniej jednak wynajęcie takiego domu czy mieszkania i sprzedaż za kilka lat z zyskiem to dobra inwestycja - dodaje Iwan.
Stany to już nie to, co kiedyś
- Parę lat temu można było rzeczywiście nie tylko zarobić, ale i odłożyć. Kurs był wtedy dobry - 3,80 zł. za dolara i opłacało się zostać dłużej. Zwłaszcza pracując w branży budowlanej, gdzie tygodniówka wynosiła 500-600 dolarów; w przeliczeniu jakieś 2 tys. zł. - tłumaczy Łukasz Oseła z Zamościa, który wrócił ze Stanów w 2004 r.
- Teraz, mimo, że praca jest nie ma to chyba większego sensu. Można tylko przywieść sprzęt elektroniczny czy sprowadzić samochód. To nadal jest popularne i w miarę opłacalne, jak opowiadają mi znajomi, którzy zostali tam dłużej.
Znacznie gorzej mają ci, którzy chcą zdobyć lepszą pracę i nauczyć się języka.
- Podjęcie nauki w szkole i jednocześnie odłożenie czegokolwiek jest teraz bardzo trudne. Za miesiąc nauki płaciłam ponad 200 dolarów miesięcznie, co było sporym wydatkiem - mówi pani Barbara. - Trzeba będzie brać, co się trafi. A w ofercie są też zajęcia niepewne, które nie dają gwarancji na stałe zatrudnienie.
Raj nadwyrężony
- W latach 80-tych i później USA to było coś. To była raj. Kilkuletni pobyt równał się dobrobyt. Wtedy 20 dolarów, za które dziś można kupić jakieś drobiazgi, to były duże pieniądze - wspomina Józef Kurowski z Lublina, który wrócił do Polski w połowie lat 90-tych. Po dawnym eldorado, za którym tęsknią Polacy zostało tylko wspomnienie. Na jego powrót nikt już nie czeka, przynajmniej w najbliższym czasie.