Podczas koncertów sylwestrowych występujące na scenie gwiazdy może wiele zaskoczyć. Rok temu na imprezie Telewizji Polsat przekleństwem dla konferansjerów i artystów był tor kamerowy o głębokości półtora metra, do którego wpadło aż kilka osób.
- Razem z Maćkiem Dowborem wyciągaliśmy ją z tej dziury. Alicja się nie poddała - cały czas śpiewała do mikrofonu, a w drugim ręku trzymała kieliszek, by niebawem wznieść toast noworoczny - wspomina Ibisz.
- To mogło być bardzo groźne. Fakt, że Alicji się nic nie stało, to był cud - dodaje Maciej Dowbor. Obaj konferansjerzy spotkają się w tym roku na sylwestrze Polsatu w Gdyni. Czy i tym razem przydarzy się coś, co wywoła u nich skok adrenaliny?
Podczas ubiegłorocznego koncertu na Placu Konstytucji do kanału wpadły jeszcze trzy osoby: jeden z tancerzy, dziennikarz Radia Zet i Krzysztof Skiba.
- Podczas koncertu nieświadom istniejącego zagrożenia oraz dopingowany przez kolegów pobiegłem środkiem wybiegu w kierunku publiczności. I tu nastąpiła akcja jak z komedii Charliego Chaplina - wpadłem w kanał znikając na kilka sekund ze sceny. Kamera nie zarejestrowała mojego upadku, a widownia była przekonana, że moje nagłe zniknięcie to dodatkowa atrakcja. Zespół zamarł z przerażenia, ale grał dalej czekając aż się wydostanę z pułapki - relacjonował to wydarzenie na swoim blogu Krzysztof Skiba.
- Szok i adrenalina, które towarzyszą tego rodzaju wydarzeniom są tak duże, że człowiek nie czuje bólu. Dopiero po godzinie zacząłem utykać, a następnego dnia musiałem już chodzić powoli niczym emeryt. Moje ciało przypominało zwłoki po których przejechał czołg. Dwa dni później nie byłem w stanie samodzielnie wykonać kilku kroków i musiałem wspomagać się kulami. Na szczęście wszystko obyło się bez złamań, a mój stan można określić po prostu, jako ogólne potłuczenie - opisał dalszy ciąg historii.
Gdy o prowadzeniu wielkich imprez rozmawialiśmy z Marcinem Prokopem, przyznał, że i on kiedyś podczas występu stracił dosłownie grunt pod nogami.
- Stanąłem na scenie na kawałku wykładziny, która leżała pośrodku. Myślałem, że była tam, jako dywanik. Okazało się, że coś przekrywała. Wpadłem razem z tą wykładziną do półtora metrowej dziury. Niewiele brakowała, a bym się połamał. Z dziury wystawała tylko moja głowa. Czułem się jak znikający podczas występu David Copperfield - powiedział słynny prezenter. Prokop będzie w tym roku witać Nowy Rok z TVN-em w Krakowie. Zazwyczaj urok osobisty pozwala mu wyjść cało z opresji .