ROZMOWA Z Andrzejem Świtkowskim, trenerem sekcji pływania AZS UMCS Lublin
- Jak pan ocenia 2018 rok w wykonaniu pływaków AZS UMCS Lublin?
– Powiedziałbym, że nie był udany, tylko świetny. Wiadomo, że ważny był przede wszystkim medal na mistrzostwach Europy w Glasgow. To wielkie osiągnięcie chłopaków, ale nie tylko Janka Świtkowskiego i Konrada Czerniaka, ale także Jana Hołuba, który pływał w eliminacjach. On także zapracował na ten krążek. W sumie sukcesów było znacznie więcej. Trudno powiedzieć o wszystkich. Świetnie spisywaliśmy się na mistrzostwach Polski: zarówno w Łodzi, jak i Lublinie. Klasyfikację medalową w zasadzie wygraliśmy sztafetami. A nic tak nie buduje drużyny, jak właśnie sztafety. Bardzo dobrze spisała się nasza młodzież, jak: Kasia Kołodziej, Basia Mazurkiewicz, Krzysiek Oller, czy Kuba Nowiczkow. To jest nasze ogromne osiągnięcie. Ale wspólne, zarówno trenerów i zawodników.
- O co w takim razie powalczycie w 2019 roku?
– Mamy trzy główne imprezy, na które będziemy się szykowali. Jest chociażby Uniwersjada. Kilkoro naszych zawodników powinno powalczyć o kwalifikacje, jak: Marcin Stolarski, Janek Hołub, Kacper Klich, a może także Konrad Kadrow. Potem mamy mistrzostwa świata i tam będzie bardzo ciężko o kwalifikacje, ale znowu jest parę osób, które będą walczyć, jak: Konrad Czerniak, Janek Świtkowski, czy Paula Żukowska. Jeżeli nie indywidualnie, to myślę, że w sztafetach jakaś szansa będzie. Czwórka naszych zawodników będzie się też szykowała na armijne mistrzostwa świata w Chinach. Fajnie byłoby, żeby i tam dobrze wypaść. W grudniu są jeszcze mistrzostwa Europy na krótkim basenie. Oczywiście chcielibyśmy także ciągle należeć do czołówki w kraju przy okazji mistrzostw Polski.
- Kogo z młodszych zawodników wyróżniłby pan za minione 12 miesięcy? I kto wkrótce może seryjnie zdobywać medale na początek na krajowym podwórku?
– Już o nich mówiłem. W tym gronie są: Basia Mazurkiewicz, Kasia Kołodziej, Krzysiek Oller, a także Kuba Nowiczkow. Ten ostatni ma dopiero 17 lat, a świetnie pływa pod wodą, nie wiem, czy nie jest w tej kategorii drugi w Polsce. Są dziewczyny, które przeniosły się do Stanów Zjednoczonych: Wiktoria Czarnecka, Julka Adamczyk i Karolina Smyłek. Wyraźnie się poprawiły. Zapomniałem też wcześniej o najlepszej naszej zawodniczce Danieli Georges, która z bardzo dobrej strony pokazała się na mistrzostwach Europy. Ona też ma aspiracje, żeby wystąpić na Uniwersjadzie i zakwalifikować się do mistrzostw świata. Na pewno będą się pojawiali też kolejni, młodzi zawodnicy. Np świetnie zapowiadający się Adam Szczerba, który ma doskonale warunki fizyczne i bardzo dobrą technikę. Jak nie zdąży na Tokio, to razem z Nowiczkowem na Paryż powinni już być gotowi.
- Jak to się w ogóle stało, że Daniela Georges startuje w barwach AZS UMCS?
– Trener Sławek Pliszka namówił ją, żeby spróbowała swoich sił u nas. Zgłosiła się i okazało się, że jest nie tylko świetną zawodniczką, ale i koleżanką. Jest takim prawdziwym, amerykańskim dzieckiem. Dla niej szklanka zawsze jest do polowy pełna. W sztafecie, jak musiała pływać dwie konkurencje, to po tym drugim mniej udanym starcie przyszła do mnie i mówi: trenerze, ja przepraszam, że popłynęłam gorzej, ale naprawdę nie miałam już siły. Dopiero zdobyła złoto, a martwiła się drugim startem. To taki dodatkowy zastrzyk pozytywnej energii dla reszty drużyny. Daniela jest w takim miejscu w Stanach Zjednoczonych, gdzie trenuje się bardzo ciężko. Kiedy przesłała nam swoje treningi z USA to koledzy i koleżanki złapali się za głowy. Przyznaję, że ja też. Dlatego nie ma się co dziwić, że jest trzecią zawodniczką w historii polskiego pływania na 200 m kraulem.
- Co będzie kluczowe dla zawodniczek, które przeniosły się ostatnio do Stanów Zjednoczonych?
– Na pewno pierwszy rok jest najtrudniejszy, bo trzeba się przestawić na zupełnie nowy sposób trenowania. Potrzeba czasu na adaptację. Wiem, jak to wyglądało u Janka i że nie było łatwo. Może mniej się pływa, ale bardzo mocno trenuje. Atmosfera na każdym treningu jest taka, jak u nas na sztafetach podczas mistrzostw Polski. Wierzę jednak, że Wiktoria, Karolina i Julka w maju lub grudniu będą pływały świetnie. Do grona kandydatów na Tokio moim zdaniem może dołączyć przede wszystkim Wiktoria. Ma świetne warunki, a do tego poprawiła technikę. Widać, że słońce Florydy działa na nią lepiej.
- A jaka będzie dalsza przyszłość Jana Świtkowskiego? Nadal będzie trenował w USA?
– Tak, zostaje w Stanach. Gregg Troy przedstawił im plan treningów do igrzysk. Janek ostatni urlop miał na przełomie sierpnia i września. Nawet w drugi dzień świąt już wszedł do wody. Po świętach ćwiczył za to dwa razy dziennie. Mam nadzieję, że jak skończy studia to będzie już łatwiej o dobre wyniki. A wiadomo, że w USA jest zupełnie inaczej niż u nas. Tam ludzie są bardziej wymagający. Trzeba się postarać, żeby dostać zgodę na wyjazd na mistrzostwa świata. W Ameryce nie działają w stylu: dobra, to ja jadę i koniec. Jak sprawy związane z uczelnią spadną mu już z głowy, to będzie mógł się skupić tylko i wyłącznie na pływaniu. A wówczas moim zdaniem jest szansa na ogromny sukces, jak finał igrzysk olimpijskich.
- Czy po medalu na mistrzostwach świata w Kazaniu nie spodziewał się pan, że Janek będzie seryjnie zdobywał medale najważniejszych imprez?
– Byłem o tym przekonany. Pływanie akademickie w USA ma jednak swoje prawa. Tam najpierw są zawody w listopadzie, potem finały konferencji i finały NCAA. Wtedy Janek ma za sobą trzy szczyty formy. Kolejny trzeba szykować na mistrzostwa Polski, a za chwilę jeszcze jeden na główną imprezę w danym roku. Brakuje po prostu miejsca, żeby potrenować. To jest bardziej przygotowywanie się z zawodów na zawody. Ja miałem przyjemność być na mistrzostwach NCAA. A wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak wysoki jest tam poziom i jak ogromne jest zaangażowanie w taką imprezę. Ciężko jest w ciągu 10 tygodni trzy razy być w formie i to najwyższej. Jak odpadną te wszystkie zawody i uczelnia, to Janek powinien pływać lepiej. To on wybrał jednak tę drogę. Od pewnego momentu ja jestem tylko tatą i mogę go wyłącznie wspierać. Było jednak mnóstwo trenerów, którzy odradzali wyjazd do USA.
- Czyli jest lekki niedosyt?
– Na pewno. W końcu Janek szedł do świetnego trenera. Wcześniej pracował z nim przecież chociażby Ryan Lochte. Wydawało się, że wszystko ma na wyciągnięcie ręki. A czegoś jednak zabrakło. Nie potrafię powiedzieć czego. Trzeba też powiedzieć, że przez wiele lat w Skarpie Lublin trenował praktycznie sam. Pływanie to jednak nie wszystko. Wiadomo, że ten wyjazd miał mnóstwo innych plusów. Nawet same studia w Ameryce. Moi znajomi, którzy tam mieszkają pytali: jak on się tam dostał. Przecież to kosztuje 40 tysięcy za semestr. Odpowiadałem, bo dobrze pływał. Z niedowierzaniem dopytywali, czy to naprawdę wystarczyło. Tych plusów było naprawdę mnóstwo. A z podsumowaniami występów Janka myślę, że trzeba się wstrzymać do Tokio. Wierzę, że dobrze się przygotuje i że naprawdę będzie go stać na świetny wynik.