Rozmowa z Cezarym Zamaną, organizatorem Mazovia MTB Marathon
Mazovia MTB Marathon wraca do województwa lubelskiego. 12 czerwca odwiedzicie gminy Wysokie oraz Zakrzew. Czego możemy spodziewać się po tej imprezie?
- Znalezienie odpowiednich miejsc, które zauroczą gości z całej Polski wcale nie jest łatwe. Myślę jednak, że udało nam się to zrobić, bo obie gminy to przepiękne tereny do uprawiania kolarstwa. Chcemy, aby to był piknik rodzinny. Planujemy chociażby wyścigi na rowerkach biegowych, które będą świetną okazją do zabawy dla dzieci. Dla najmłodszych atrakcją będzie rybka Mini Mini. Wiem, że kiedy dzieci ją widzą, to od razu czują olbrzymią energię. Mamy olbrzymie wsparcie ze strony samorządu. Gmina Wysokie zapewnia śliczne zaplecze. Spodziewamy się przyjazdu kilkuset osób, więc gmina będzie mogła pokazać, że jest terenem bardzo gościnnym i wartym odwiedzenia. Jestem też zachwycony gminą Zakrzew. To piękne miejsce, gdzie panują idealne warunki do uprawiania kolarstwa górskiego. Dodatkowym atutem jest spokój i małe natężenie ruchu samochodowego. Czuje się tam wolność i piękną przyrodę. Jestem dumny, że odwiedzimy gminy Wysokie i Zakrzew.
Jak pan wspomina dotychczasowe imprezy organizowane w województwie lubelskim?
- One zawsze były bardzo udane. Teraz wracam na Lubelszczyznę i chcę się do tej wizyty przyłożyć w sposób szczególny. Pragnę promować ten region i pokazać jego piękno.
Która z tych wizyt była najbardziej udana?
- Każdy maraton jest inny. Generalnie, czym dalej od większych aglomeracji, tym łatwiej robi się taką imprezę od strony zabezpieczenia. Tam też są osoby bardziej zaangażowane, bo na takich terenach z natury dzieje się znacznie mnie. Wówczas można poczuć słynną wschodnią gościnność.
Wywodzi się pan z szosy. Nie ciągnie pana do rowerów szosowych?
- Oczywiście, że tak. Jazda w terenie jest jednak bezpieczniejsza, bo nie trafimy na samochody. Polska, a w szczególności Lubelszczyzna mają cudowne polne tereny. Rower górski to jest wolność, bo można na nim wszędzie pojechać. Samochód tej wolności nie daje.
Kolarstwo górskie w naszym kraju jest w lekkim kryzysie, bo nie widać następców Mai Włoszczowskiej...
- Czy to kolarstwo górskie, czy szosowe to dla mnie najważniejsze jest to, że jest popularne wśród amatorów. Na rowerach górskich jeździ bardzo dużo osób. Ta odmiana kolarstwa jest dość młoda i nie ma takiej historii jak kolarstwo szosowe.
Widzi pan szanse dla kolarstwa szosowego w naszym kraju?
- Przed pandemią ono się fajnie rozwijało, głównie dzięki sponsoringowi CCC. Mieliśmy ekipę w cyklu World Tour, która startowała w największych wyścigach świata. Pandemia spowodowała, że ten sponsoring się załamał. Widać, że w orlikach czy seniorach mamy tendencję spadkową w liczbie kolarzy. W żakach czy młodzikach szkółek kolarskich jest wciąż bardzo dużo.
Czy Cezary Zamana to wciąż rozpoznawalna postać?
- Ostatnio robiłem prelekcję dla młodzieży w Bychawie. Przy takich okazjach zawsze muszę pochwalić się kim jestem. Młodzież mnie nie zna. Co innego dyrektorzy szkół czy osoby z samorządów, dla których ważny był chociażby Wyścig Pokoju. Można powiedzieć, że kojarzy mnie grupa osób w wieku ponad 50 lat. Wśród nastolatków jestem zupełnie nierozpoznawalny.
To, który sukces wspomina pan najczęściej siedząc przy kominku?
- Myślę, że wygranie Tour de Pologne jest tym sukcesem, które przybliżyło moje nazwisko szerszej publiczności. Dla mnie bardziej istotny jest jednak etapowy triumf w Criterium du Dauphine Libere. Byłem wówczas w życiowej formie i można żałować, że moja drużyna ostatecznie nie wystartowała w Tour de France. Kto wie, może wówczas moje nazwisko byłoby bardziej rozpoznawalne.