(fot. Cement-Gryf Chełm)
Rozmowa z Mieczysławem Czwalińskim, wiceprezesem ds. zapasów kobiet Polskiego Związku Zapaśniczego, prezesem Lubelskiego Związku Zapaśniczego
- Za nami wybory prezesa i zarządu Polskiego Związku Zapaśniczego. Dotychczasowy prezes Andrzej Supron uzyskał 65 głosów, kontrkandydat Andrzej Wroński – 30. Jest pan zaskoczony takim rozstrzygnięciem?
– W żadnym wypadku. Co więcej, mam powody do satysfakcji. Po wynikach wstępnych głosowań dotyczących m. in. liczebności zarządu miałem orientację ile głosów może otrzymać ubiegający się o ponowny wybór prezes Andrzej Supron. Powiedziałem do delegatów z województwa lubelskiego, że będzie to 65 głosów. Jak się później okazała to dokładnie taka sama ilość, którą delegaci oddali na „starego” prezesa.
- Było tylko dwóch kandydatów. Nie miał pan ochoty aby spróbować swoich sił?
– Nawet mnie nie kusiło aby kandydować. Prezesowanie Polskiemu Związkowi Zapaśniczemu to bardzo pracochłonna i czasochłonna funkcja. W biurze PZZ trzeba być każdego dnia, po kilka, a nawet kilkanaście godzin. Gratyfikacją jest wyłącznie satysfakcja.
- Ma pan jednak powody do zadowolenia. Znalazł się w zarządzie PZZ i po raz drugi z rzędu wybrany został na wiceprezesa ds. zapasów kobiet…
– W zarządzie związku jestem już od dziewięciu lat, przede mną trzecia kadencja. Przez pięć lat czyli przez ostatnią kadencję pełniłem funkcję wiceprezesa ds. zapasów kobiet. Miałem nawet myśli aby odmówić, ale sugestie i nalegania członków zarządu były przekonujące i zdecydowałem się na ponowne podjęcie tego zadania.
- Do zarządu PZZ wszedł Andrzej Wójtowicz z Bełżyc. W Komisji Rewizyjnej zasiadał będzie Ryszard Wałachowski z Łukowa. Z kolei funkcję Rzecznika Dyscyplinarnego pełnił będzie Tomasz Jaroszkiewicz. Obaj są z Łukowa. Zapasy na Lubelszczyźnie mają w kraju coraz wyższą pozycję?
– Na tegoroczny zjazd mieliśmy siedmiu delegatów. Po raz pierwszy w historii nasze województwo będzie mieć czterech przedstawicieli we władzach związku. Do tej pory było tak, że mieliśmy wyniki, a niewiele do powiedzenia. Obecne rozstrzygnięcie jest dla nas bardzo korzystne.
- Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed zapasami kobiet?
– Kobiety świętują sukcesy. W tym roku nasze dziewczyny zdobyły już 22 medale mistrzostw Europy w różnych kategoriach wiekowych. Przed nami są jeszcze mistrzostwa świata i w nich chcemy utrzymać linię medalową. Naszym zadaniem jest też utrzymanie kontaktu za najlepszymi drużynami Europy. Najnowsze rankingi pokazują, że Rosjanki prowadzą przed Ukrainkami, choć podczas ostatnich mistrzostw Europy juniorek Ukrainki z siedmioma złotymi medalami wyprzedziły Rosjanki. Na trzecim miejscu jest Polska. Chcę, abyśmy byli otwarci na nowe trendy w zapasach. Nie możemy powielać metod szkoleniowych sprzed kilku lat, które nie sprawdziły się. Świat, także sportu, idzie do przodu. Większą opieką chcemy otoczyć młodzież. Ważne, aby po zakończeniu kariery w grupach młodzieżowych dziewczyny kontynuowały karierę już jako studentki w seniorkach. Chcemy także bardziej otworzyć się na współpracę z samorządami. Przed nami dużo pracy i sporo wyzwań.
- Do Japonii, po tym jak na dopingu przyłapano Szwedkę Annę Jennę Fransson, poleci trzecia Polka Agnieszka Wieszczek-Kordus, która wystartuje w kategorii 68 kg. Na co możemy liczyć podczas igrzysk olimpijskich w Tokio?
– W wadze 57 kg wystartuje Jowita Wrzesień, a w 53 kg Roksana Zasina. Trudno coś konkretnego powiedzieć o szansach naszych dziewczyn. Roksana jest mocna, Agnieszka ma doświadczenie, jest brązową medalistką igrzysk z Pekinu 2008. W Tokio zamelduje się też nasza zawodniczka Katarzyna Krawczyk z Cementu-Gryfa Chełm. Pojedzie tam jako sparingpartnera, wybrały ją dziewczyny, które będą walczyć w Japonii.