FOT. Michał Piłat/AZS.UMCS.PL
Pszczółce Polski Cukier AZS UMCS sprzyja terminarz, ale po porażce z Basketem Gdynia, lublinianki nie mogą pozwolić sobie na kolejne wpadki
Niedzielna porażka lubelskich koszykarek z ekipą z Gdyni była największą niespodzianką 16. kolejki Basket Ligi Kobiet. Akademiczki były zdecydowanymi faworytkami, ale zaprezentowały się dużo poniżej oczekiwań.
– Kolejny raz takie małe rzeczy zdecydowały – tu w końcówce nie sfaulowaliśmy, ktoś rzucił za trzy punkty, nie odcięliśmy ostatniego podania, Jelena trafiła przez całe boisko, plus 13 strat w drugiej połowie. To okazało się kluczowe – mówi Krzysztof Szewczyk, szkoleniowiec Pszczółki.
Zawiodła także skuteczność. Pszczółki trafiały zaledwie co trzeci rzut z gry (20 na 60), szczególnie słabo prezentując się z zza linii 6,75 m. Tylko trzykrotnie udało im się zdobyć punkty z dystansu, choć próbowały aż 20-krotnie! Dla porównania, gdynianki z 16 rzutów trafiły sześc.
Sporo zastrzeżeń można mieć w szczególności do Tess Madgen, która drugi mecz z rzędu nie potrafiła punktować z obwodu oraz do Asi Boyd, bo Amerykanka zaprezentowała bardzo słabą jak na rzucającą skuteczność (33,3 procent).
– Mieliśmy 20 rzutów trzypunktowych, większość była otwarta, ale jak się trafia 3, to ciężko myśleć o zwycięstwie. Kiedyś taki mecz musiał dla nas przyjść, że w końcu tego obroną nie przełamiemy. Tak naprawdę my od 1 stycznia mieliśmy cztery treningi w układzie pięć na pięć. To gdzieś tam się odbiło. Teraz musimy wszyscy wyzdrowieć i wrócić do normalnego trenowania, bo jesteśmy takim zespołem, który musi dobrze trenować, żeby dobrze funkcjonować – tłumaczy Szewczyk.
W meczu z Basketem Pszczółki dopiero czwarty raz w sezonie przegrały zbiórki. To wszystko razem wzięte sprawiło, że mecz wygrał zespół, który popełnił 21 strat.
– Wiadomo, że Gdynia była mocno nastawiona na ten mecz. To był taki rewanż, przyjechali tu na pewno po zwycięstwo. Nie przegraliśmy dużo, ale nam po raz kolejny zabrakło tych małych rzeczy, które tak naprawdę w takich ciężkich rzeczach decydują i zabrakło nam szczęścia. Mam nadzieję, że w następnych meczach zagramy już swoją grę i będziemy troszeczkę mądrzejsze – stwierdziła najskuteczniejsza w lubelskiej ekipie Kateryna Dorogobuzowa (17 punktów).
Pszczółki wciąż są na piątej pozycji w ligowej tabeli, ale CCC Polkowice już zrównało się z nimi punktami, a za chwilę uczyni to także Artego Bydgoszcz, o ile wygra zaległe spotkanie. Akademiczki w sześciu pozostałych spotkaniach muszą więc mocno się sprężyć, żeby nie spaść na siódme miejsce, które oznaczałoby konieczność gry w play-off z Wisłą Can-Pack bądź Ślęzą Wrocław. Terminarz im sprzyja, bo te teoretycznie trudniejsze mecze rozegrają przed własną publicznością. Wcześniej, bo już w najbliższy weekend, wezmą udział w turnieju Final Six Pucharu Polski, który zostanie rozegrany w Krakowie.