Nie w sobotę, jak początkowo planowano, a w piątek kolejny raz wyjdą na parkiet koszykarki Pszczółki AZS UMCS Lublin.
Przełożenie meczu to efekt prośby zespołu z Poznania. Lubelscy działacze nie robili problemów i zgodzili się na wcześniejsze rozegranie spotkania. Tym samym akademiczki szybciej będą mogły zrehabilitować się za nieznaczną porażkę z Wisłą Can-Pack Kraków w ostatniej kolejce.
– Wiedzieliśmy, że jeżeli chcemy wygrać ten mecz, to nie możemy zagrać na jakiś wysoki wynik, bo nie jesteśmy w stanie Wisły przerzucić. Wiedzieliśmy, że naszą szansą jest niski wynik. To nam się udało zrobić. Ale takie proste błędy. Dwa razy nie zastawiliśmy, gdzie po tym dostaliśmy dwie „trójki”. To gdzieś tam zadecydowało. Tak jak dla przeciwników, dla nas to były trudne dwa tygodnie. Najpierw nie mieliśmy zawodniczek, które były na kadrze. Do piątku trenowaliśmy też bez trzech Amerykanek. Takie jest życie. Musimy sobie z tym poradzić. Ten mecz udowodnił, że u siebie jesteśmy groźni dla każdego i przy lepszej postawie w ofensywie jesteśmy w stanie nawiązywać walkę z topowymi zespołami w naszej ekstraklasie – ocenił spotkanie szkoleniowiec Pszczółki Krzysztof Szewczyk.
Dobra postawa lublinianek zrobiła także wrażenie na przyjezdnych. – Przede wszystkim chciałabym pogratulować dobrej postawy zespołowi z Lublina. Kolejny już mecz, gdy z kandydatem do finału walczą jak równy z równym i oby tak dalej. Co do naszej gry, to wiedziałyśmy, że po tej przerwie na reprezentację będzie nam się ciężko z powrotem zabrać do gry. Pierwsze wspólne treningi odbyłyśmy dopiero w piątek, wcześniej grałyśmy jakieś tam gierki 3 na 3. To nie to samo co trening. Jak grałyśmy mocno w obronie i konsekwentnie w ataku, to co sobie założyłyśmy, to przynosiło to efekty – zauważyła reprezentantka Polski Magdalena Ziętara.
W ostatnich tygodniach akademiczki nie radziły sobie najlepiej. Najpierw przegrały na wyjeździe z Basketem Gdynia, następnie okazały się gorsze od Artego Bydgoszcz i Wisły. W ten sposób spadły na piąte miejsce w ligowej tabeli i ciężko może być im odzyskać miejsce w czwórce.
– Zawsze u siebie jesteśmy groźne i zawsze brakuje jakiegoś elementu, żeby wygrać ten mecz. Mam nadzieję, że przyjdzie dla nas przełamanie i zaczniemy wygrywać takie mecze –stwierdziła Marta Jujka.