Fot. Michał Piłat/azs.umcs.pl
Pszczółka AZS UMCS Lublin dziś o godz. 18 podejmie w hali MOSiR Ślęzę Wrocław, z którą przed rokiem odpadła w ćwierćfinale play-off
Środowym spotkaniem akademiczki zakończą cykl spotkań z medalistkami z zeszłego sezonu. Dotychczas radzą sobie bardzo dobrze. Zaczęły co prawda od porażki z wicemistrzem kraju, Artego Bydgoszcz, ale w kolejnym meczu ograły mistrzynie – Wisłę Can-Pack Kraków, a na dokładkę rozgromiły MKK Siedlce.
– Nie spodziewaliśmy się innego wyniku niż nasze zwycięstwo. Powiedzmy, że dwie kwarty zagraliśmy bardzo dobrze, jedną średnio i jedną bardzo źle. Powiedziałem dziewczynom w szatni, że to jest kolejny przykład kiedy zespół z Siedlec się podniósł, doszedł nas na 12 punktów, że w tej lidze nikogo nie można lekceważyć i z każdym trzeba grać na sto procent, bo to będzie ukarane. Staramy się wyrobić taki styl. Po tym takim bardzo złym fragmencie zaczęliśmy trochę agresywniej bronić, lepiej dzielić się piłką w ataku i to od razu się odbiło na wyniku. Teraz czekają nas dwa ciężkie mecze – w środę ze Ślęzą, w niedzielę w Gdyni. Chcemy też te mecze wygrać, żeby się ustawić w dobrej pozycji wyjściowej przed następnymi spotkaniami – powiedział po sobotnim meczu szkoleniowiec lubelskiej ekipy Krzysztof Szewczyk.
Wrocławianki w minionym sezonie wyrosły na główne rywalki Pszczółek. Oba zespoły mierzyły się ze sobą w sumie pięciokrotnie i większość z tych meczów była bardzo wyrównana.
W Lublinie Ślęza prowadziła już 15 punktami, żeby ostatecznie przegrać po dogrywce 83:88. We Wrocławiu także była dogrywka, w której gospodynie zapewniły sobie zwycięstwo dzięki rzutowi oddanemu równo z końcową syreną. W finale Pucharu Polski lepsze okazały się akademiczki, ale już rywalizację w ćwierćfinale play-off rozstrzygnęły na swoją korzyść zawodniczki Ślęzy, dość gładko wygrywając w dwóch spotkaniach. I właśnie za odebranie medalowej szansy lublinianki będą chciały się zrewanżować dziś rywalkom.
Po letnich wzmocnieniach Pszczółka dysponuje znacznie mocniejszą kadrą niż przed rokiem. Z poprzedniego sezonu pozostało siedem zawodniczek, do nich dokooptowano pięć nowych. I o ile Dorota Mistygacz oraz Agata Dobrowolska wciąż pracują nad osiągnięciem wysokiej dyspozycji, o tyle Tess Madgen, Uju Ugoka i Aliyyah Handford z marszu zaczęły stanowić o sile lubelskiej ekipy. Niestety, występ Amerykanki, która opuściła też ostatnie spotkanie z MKK Siedlce, stoi pod znakiem zapytania.
Nawet bez niej lubelską ekipę stać jednak na ogranie Ślęzy. Trzeba zagrać na dużej koncentracji od samego początku, bo wrocławianki zrobią wszystko, żeby zrehabilitować się za sobotnią porażkę z Wisłą, z którą przez większość meczu prowadziły. Znów zagrają jednak osłabione – bez kontuzjowanych Kourtney Treffers i Agnieszki Majewskiej.