(fot. Rafał Włosek)
Polski Cukier Start Lublin w Gliwicach pokazał się jako zespół bardzo chimeryczny. Po świetnym w ofensywie spotkaniu z Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz przyszedł kompromitujący w ataku mecz z Tauron GTK
Przypomnijmy, że w sobotę „czerwono-czarni” zaliczyli jeden z najsłabszych występów w całej swojej najnowszej historii. To, że przegrali w Gliwicach można zrozumieć, ale fakt, że zdobyli zaledwie 49 pkt jest już trudny do wytłumaczenia. Po raz ostatni tak źle w ataku zagrali w 2016 r., kiedy przegrali z Rosą Radom aż 47:94.
Powodów do zmartwienia jest całkiem sporo. Jednym z nich jest kompletne uzależnienie ofensywy od postawy Sherrona Dorsey-Walkera. Amerykanin jest bardzo zapracowanym zawodnikiem, bo musi zarówno rozgrywać, jak i zdobywać punkty. W Gliwicach zdobył 24 pkt, czyli prawie 50 procent tego co tego dnia rzucił jego zespół. O ile w pierwszej kolejce z rzutem włączył się Cleveland Melvin, to w sobotę Dorsey-Walker był już kompletnie osamotniony.
Lublinianie muszą również mocno popracować nad rzutami za 3 punkty. Można ich oczywiście chwalić za grę w strefie podkoszowej, ale bez rzutu z dystansu stają się ekipą jednowymiarową. W dwóch pierwszych kolejkach trafili 14 „trójek”, z czego 10 jest autorstwa Dorsey-Walkera.
Z lidera Startu teoretycznie miał zdjąć nieco obowiązków Dayshon Hassan Smith, ale on wydaje się, że do Lublina przyjechał nieprzygotowany. Amerykanin ma dobre referencje, bo ostatnio przecież bronił barw serbskiego KK Mega Basket. W Gliwicach zagrał jednak koszmarnie słabo – zdobył tylko punkt, nie trafił żadnego z 4 rzutów z gry, a mecz zakończył ze wskaźnikiem eval na poziomie -5. Oczywiście można tłumaczyć go, że był to debiut w nowych barwach i nie jest jeszcze zgrany z resztą zespołu. Ciężko jednak wytłumaczyć, że na jego tle błyszczał Norbert Maciejak, który do tej pory grał głównie w II-ligowych rezerwach klubu z Gliwic.
Artur Gronek musi też znaleźć pomysł na Romana Szymańskiego. Najbardziej doświadczony gracz Startu na razie jest kompletnie zagubiony i nie może odnaleźć się jako zmiennik Klavsa Cavarsa. Wiadomo, że Szymański nie jest zawodnikiem, który będzie mijał rywali jak slalomowe tyczki, ale zawsze można było liczyć z jego strony na pewne stałe zagrania. Na razie jednak snuje się po boisku mocno zagubiony, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej.
Czasu na naprawę błędów nie ma zbyt dużo, bo w niedzielę Start zagra z Treflem Sopot. Najbliższy przeciwnik jest bardzo silny, śmiało można upatrywać w nim faworyta rozgrywek. Być może Startowi nie uda się pokonać sopocian. Z każdym dniem jednak gra „czerwono-czarnych” powinna wyglądać coraz lepiej. Optymizmu należy szukać w fakcie, że Artur Gronek coraz lepiej poznaje zespół, a zawodnicy również coraz więcej wiedzą o nowym szkoleniowcu. A, że po obu stronach są osoby, które mają zarówno odpowiednie umiejętności, jak i doświadczenie, to kibice powinni spodziewać się progresu w najbliższych kolejkach. Poza tym, przecież już gorzej w ofensywie niż w Gliwicach grać się chyba po prostu już nie da...