Rozmowa z Tomaszem Celejem, koszykarzem Matematyki
Jak oceni pan pierwszy mecz finałowej rywalizacji Matematyki z Symbitem?
- Symbit zagrał dużo lepiej, niż w sezonie zasadniczym. Udało nam się jednak odnieść zwycięstwo, chociaż nie było o nie łatwo. Obie drużyny grały falami. To jednak my prowadziliśmy przez większość spotkania, więc uważam, że to zasłużony triumf.
Wydaje mi się, że kluczowa dla losów meczu była trzecia kwarta...
- Tak. Zrobiliśmy w niej 10 pkt przewagi. Ta liga rządzi się swoimi prawami i żadna przewaga nie jest w niej bezpieczna. Nam jednak udało się dowieźć triumf do samego końca.
Pan w końcówce trafiał kluczowe rzuty..
- Cieszę się z tego, chociaż 3 tygodnie temu myślę, że wpadłoby ich jeszcze więcej. Wówczas byłem w mocniejszym treningu.
Czy można w jakikolwiek sposób porównać finał amatorskich rozgrywek do profesjonalnych zmagań, w których uczestniczył pan przez wiele lat?
- Myślę, że można porównać emocje towarzyszące obu rywalizacjom. Teraz jestem już w innym treningu i dla mnie to jest przede wszystkim fajna zabawa. Cieszę się, że zdrowie pozwala mi na udział w niej i poczucie emocji, których czułem podczas zawodowej kariery.
Co trzeba zrobić, aby to Matematyka w niedzielę świętowała mistrzowski tytuł?
-Wziąć poprawkę na najlepszego strzelca Symbitu i nie dać rozrzucać się pozostałym zawodnikom.
I znaleźć skuteczny sposób na Piotra Trzaskowskiego? Ten młody zawodnik bardzo mocno krył pana przez całe spotkanie.
- Wisiał na mnie przez cały mecz. Ale to przyjemnie, że ktoś kryje tak bliską. Punkty zdobywane w takich sytuacjach dają największą satysfakcję.