Jeśli nawet arbiter popełnił błędy w sobotnim meczu, to i tak pretensje o porażkę z Sandecją "zielono-czarni” mogą mieć tylko do siebie. Kilka sytuacji nie pomogło, a nawet powinno zakończyć się bramkami. Jednak łęcznianie udowodnili, że nie ma takiej okazji, której nie da się zaprzepaścić.
Dlatego jesienne pożegnanie z własną publicznością było dobrym momentem, aby to zmienić. Tym bardziej, że ewentualne zwycięstwo umocniłoby łęcznian w ścisłej czołówce tabeli.
Początek był obiecujący. Już w 1 min Dawid Sołdecki mógł głową zdobyć prowadzenie. Niestety, spudłował. Chwilę później Nildo zaskakująco kopnął z woleja. A w 16 min znowu szczęścia spróbował popularny "Sołdek”, który w roli ofensywnego pomocnika czuł się naprawdę dobrze.
W 26 min miejscowi wyprowadzili kontratak, Nildo dośrodkował do Michała Renusza i kiedy wszyscy spodziewali się ujrzeć piłkę w siatce, strzał trafił w obrońcę.
Trzy minuty później kibice ujrzeli kolejny pokaz nieudolności. Tym razem Renusz podał do Sołdeckiego, Marek Kozioł siedział już na murawie, a mimo to zatrzymał futbolówkę ręką. Bramka cały czas wisiała w powietrzu.
Niestety w 30 min w niegroźnej sytuacji Łukasz Pielorz poślizgnął się, nabawił urazu i musiał opuścić boisko. Trener Rzepka do środka pola wprowadził Wojciecha Łuczaka, a na prawą obronę cofnął Sołdeckiego. To był błąd. Łuczak nic nie wniósł do gry, a Sołdecki, choć nieskuteczny, cały czas był groźny. I może wreszcie by trafił...
W efekcie w ostatnim kwadransie drugiej części więcej ciekawego działo się pod bramką Bogdanki. Najpierw do wrzutce z rzutu wolnego Dariusza Gawęckiego niebezpiecznie główkował Bartosz Wiśniewski, lecz Sergiusz Prusak udanie interweniował.
W 43 min po błędzie obrońców, Arkadiusz Aleksander spokojnie minął jednego z gospodarzy i strzelił z 16 m. Golkiper GKS wypiąstkował piłkę. Niestety nie zrobił tego dwie minuty potem.
Wszystko zaczęło się od pojedynku Pawła Magdonia z Aleksandrem, przy linii bocznej pola karnego. Łęczyński defensor położył ręką na napastniku Sandecji, a ten upadł z krzykiem.
Piotr Siedlecki zarządził rzut wolny, zbyt pochopnie. Piłkę ustawił Gawęcki i posłał mocne dośrodkowanie w kierunku bramki. Futbolówki nikt nie sięgnął i ta ugrzęzła w siatce. Gol do szatni to bolesny cios.
Po przerwie "zielono-czarni” dominowali, częściej przebywali przy piłce, stwarzali sytuacje, choć już mnie groźne, ale konto gości wciąż pozostawało puste. W 76 min otrzymali też uśmiech od losu. Po ładnej wymianie podań piłkę otrzymał Veljko Nikitović i z 15 m uderzył w górny róg. Piłka trafiła w wewnętrzną stronę słupka i powinna wreszcie wpaść.
Niestety wyszła w pole. Serbowi zależało na korzystnym wyniku i tym golu, bo w sobotę urodził mu się synek Aleksandar.
– Niczego nie planowałem, ale zapewne spontanicznie zrobilibyśmy kołyskę. Jednak z Sandecją znowu nie mieliśmy szczęścia. Szkoda, bo powinniśmy wygrać i to różnicą przynajmniej kilku goli. Mieliśmy sytuacje, której niewykorzystanie to grzech – stwierdził kapitan łęczyńskiego zespołu.
Jakby tego było mało, w 87 min drugą żółtą kartkę otrzymał Gawęcki, a GKS rzut wolny 20 m od bramki. Ale zamiast wyrównania, Radosław Bartoszewicz kopnął w mur i Sandecja wyprowadziła kontrę. Skutecznie zakończył ją Marcin Woźniak i gospodarze ostatni mecz w tym roku przed własną publicznością zakończyli porażką.
GKS Bogdanka Łęczna – Sandecja Nowy Sącz 0:2 (0:1)
Bramki: Gawęcki (45), Woźniak (89).
GKS: Prusak – Pielorz (32 Łuczak), Magdoń, Wallace, Pielach (79 Paluchowski) – Zuber (60 Żukowski), Nikitović, Sołdecki, Bartoszewicz, Renusz – Nildo.
Sandecja: Kozioł – Fechner, Frohlich, Midzierski, Woźniak – Berliński, Jędrzejowski, Leśniak (46 Janić), Gawęcki – Wiśniewski (79 Chmiest), Aleksander (74 Eismann).
Żółte kartki: Magdoń, Wallace (G) – Fechner, Gawęcki, Berliński (S).
Czerwona kartka: Gawęcki (S) w 87 min za drugą żółtą kartkę.
Sędziował: Piotr Siedlecki (Warszawa). Widzów: 700.