Po bardzo ciekawym i emocjonującym meczu Wisła Puławy pokonała na wyjeździe Ruch Chorzów 4:2. A przy okazji przerwała świetną passę rywali, którzy nie przegrali pierwszych 12 spotkań w lidze. Jak zawody, w których nie brakowało też kontrowersji oceniają trenerzy obu ekip?
Mariusz Pawlak (Wisła Puławy)
– To był dla nas bardzo ważny mecz. Przyjechaliśmy do rywala, na którego mecze przychodzi sporo kibiców. Nie wszyscy moi piłkarze grali w takich warunkach. Chciałem sprawdzić, jak wypadną. Cieszę się, że znieśli może nie presję, ale te inne warunki niż na stadionach drugoligowych. Co do spotkania, to zmieniliśmy ustawienie. Zmusiło nas do tego życie i sposób grania Ruchu. Przyjechaliśmy do Chorzowa, żeby napsuć krwi Ruchowi, cieszę się, ze się udało. Chcieliśmy dobrze wejść w pierwsze 15-20 minut, bo gdybyśmy źle zagrali od początku, to pewnie ten wynik mógłby być inny. Jestem zadowolony z tego, co moi zawodnicy pokazali. Mecz był dobry i dynamiczny. Było sporo walki, ale i gry w piłkę z jednej i drugiej strony. Z Wisłą Puławy na 0:0 się nie da grać. Padło aż sześć bramek. Z jednej strony cieszę się, że dużo strzelamy, ale sporo też tracimy. Zwycięstwo w Chorzowie smakuje podwójnie. Nie chcę się odnosić do sędziowania, bo tego nie powinniśmy robić. Znamy jednak komentarz z telewizji po obu bramkach. Piotrek Owczarzak został uderzony łokciem i wypuścił piłkę z rąk. To karygodne zachowanie. Zwłaszcza, że pan sędzia powiedział mi, że wszystko widział. Czyli jest Pinokio. To były podobne sytuacje, a przy pierwszej bramce widział faul, a w drugiej już nie. To chyba jest coś nie tak.
Jarosław Skrobacz (Ruch Chorzów)
– Przykro nam, że przegraliśmy pierwszy raz. Gratulacje, bo przegraliśmy z zespołem, który zagrał bardzo fajnie. Szkoda, że muszę to powiedzieć o przeciwniku, a nie mogę o nas. Szczególnie jeśli chodzi o pierwszą połowę, bo tę zagraliśmy źle. Nie było w nas widać sportowej złości, walki. Wydawało nam się chyba, że to wszystko zrobi się samo. A jednak nic nie zrobi się samo. Trzeba dawać z siebie maksimum. O tę pierwszą połowę możemy mieć do siebie pretensje, zresztą przegraliśmy ją 0:2. Wyjście na drugą z zupełnie innym nastawieniem, o niebo lepszym spowodowało, że wróciliśmy do tego meczu. Bramka na 1:3 nas podłamała, a czasu było już bardzo mało. Szkoda, ale trzeba to przełknąć, bo ważniejszą rzeczą od porażki jest to, jak zareagujemy za tydzień i czy przywiedziemy punkty z Pruszkowa.