Motor ostatni raz w lidze wygrał 18 września. Po sześciu meczach bez kompletu punktów drużyna Marka Saganowskiego spróbuje się przełamać na bardzo trudnym terenie. W niedzielę rywalem żółto-biało-niebieskich będzie Radunia Stężyca. Spotkanie rozpocznie się o godz. 13
Sebastian Madejski i jego koledzy długie tygodnie czekają na wygraną, ale jeszcze dłużej na przełamanie w spotkaniu wyjazdowym. W tym sezonie wywalczyli pełną pulę na boiskach rywali tylko dwa razy. Jeszcze w lipcu przy okazji inauguracji rozgrywek w Pruszkowie, a później 11 września we Wronkach dzięki wygranej z Lechem II Poznań 3:0. Poza tym w gościach zanotowali: pięć remisów i porażkę.
A tak się składa, że Radunia to zespół mocny przede wszystkim u siebie. W całej lidze więcej punktów na swoim stadionie zdobyła tylko Stal Rzeszów – 22. Beniaminek ze Stężycy rozegrał jedno spotkanie mniej od lidera tabeli, ale uzbierał 19 „oczek” na 24 możliwe. W roli gospodarza traci też zdecydowanie mniej bramek – zaledwie siedem, przy aż 18 na wyjazdach.
– Radunia jest zespołem mocnym w ofensywie, który ma zawodników z przeszłością w pierwszej lidze i ekstraklasie. Spodziewamy się rywala, który będzie atakował i który będzie grał w wysokim pressingu. Spróbujemy ich zatrzymać, jedziemy po to, żeby się przełamać. Mamy swój plan i liczymy, że zadziała – mówi Marek Saganowski, trener Motoru.
Jak wygląda krajobraz po domowej porażce ze Stalą Rzeszów? – Na pewno jest złość w zespole, ale bardziej chyba niedosyt. Zawodnicy zdają sobie sprawę, że stworzyliśmy bardzo dużo sytuacji i wydaje mi się, że zasługiwaliśmy przynajmniej dwie bramki. Po głębokiej analizie dociera do nas, gdzie mamy największe problemy. Z tyłu głowy siedzi, że nie możemy wygrać w lidze. Chcemy zagrać, jak najlepiej w następnych meczach i próbujemy zejść z presji. Motor zawsze gra jednak o trzy punkty i mam nadzieję, że w niedzielę będzie przełamanie – dodaje „Sagan”.
Szkoleniowiec przyznaje również, że nadal głównym problemem jego podopiecznych jest gra w ataku i zdobywanie goli. W sześciu ostatnich występach ligowych udało się trafić do siatki zaledwie trzy razy. Wyraźnie zaciął się też Michał Fidziukiewicz, który od pięciu kolejek nie wpisał się na listę strzelców. W starciu ze Stalą zagrał ostatnie pół godziny, ale mimo to był bardzo aktywny i stwarzał spore zagrożenie pod bramką przeciwnika. A to dobry prognostyk na najbliższe mecze.
– Zacięliśmy się w ofensywie, ale mocno nad tym pracujemy. Ciężar zdobywania goli spoczywa nie tylko na barkach: Michała Fidziukiewicza i Macieja Firleja, ale na całym zespole. Niestety, nie zawsze decyzje, które podejmują zawodnicy na boisku są tak dobre, żeby padła bramka. Będziemy jednak walczyć o awans do samego końca, dopóki będzie to możliwe. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy ścigać, dlatego trzeba odrobić stracone punkty. Czy będziemy w stanie to zrobić w tym składzie? Jeżeli będą zmiany w zimie, to raczej korekty, ale oczywiście każde wzmocnienie dobrym zawodnikiem będzie plusem dla klubu – wyjaśnia opiekun żółto-biało-niebieskich.
Jak wygląda sytuacja kadrowa w drużynie z Lublina? Ciut lepiej, bo do gry będzie mógł już wrócić podstawowy stoper Wojciech Błyszko, który opuścił trzy mecze ligowe i starcie w Pucharze Polski z Pogonią Siedlce. Nadal będzie jednak brakować Adriana Dudzińskiego. Prawy obrońca w tym tygodniu ma jeszcze trenować indywidualnie, a później czekają go konsultacje z lekarzem, czy będzie mógł już wrócić do gry.
Obecnie drużyna z Lublina zajmuje siódme miejsce w tabeli, dlatego cel na najbliższe spotkania jest jasny. – Chcemy wrócić do strefy barażowej, a do tego zmniejszyć straty do drugiej drużyny, czyli Ruchu Chorzów – zapewnia trener Saganowski.