W pięciu ostatnich meczach Orlęta Łuków zanotowały pięć porażek. Miały też fatalny bilans bramkowy 4-24. Każda passa kiedyś się jednak kończy i niespodziewanie drużyna Macieja Sygi przełamała się w sobotę na boisku w Lubartowie. Goście po 69 minutach prowadzili nawet 2:0. Ostatecznie musieli się zadowolić jednym punktem, bo drużyna Grzegorza Białka zdołała wyrównać.
Po 45 minutach w Lubartowie było 0:0 po bezbarwnym meczu. Pierwsze 15 minut drugiej połowy też nie przyniosło zmiany wyniku. Na szczęście w kolejnych fragmentach spotkanie zdecydowanie nabrało rumieńców.
W 63 minucie Daniel Korol rzucił świetną, długą piłkę za linię obrony, a Piotr Krzewski „zgasił” futbolówkę na klatę i lekkim strzałem obok bramkarza otworzył wynik. W tym momencie zapachniało niespodzianką. Sześć minut później wydawało się, że goście przełamią się w wielkim stylu. Tym razem Damian Ozygała wygrał pojedynek na skrzydle, zagrał w pole karne, gdzie świetnie zachował się Oskar Siwek, który przyjął kierunkowo piłkę i po chwili podwyższył prowadzenie gości.
O dziwo Lewart dopiero w tym momencie obudził się z letargu. Minęło kilkadziesiąt sekund, a już kontaktowe trafienie zaliczył Aleks Aftyka. Ten sam gracz niedługo później uderzył na 2:2. Efekt? Podopieczni Grzegorza Białka mieli jeszcze kilkanaście minut, żeby przechylić szalę na swoją stronę. Bramkarz rywali przeżywał ciężkie chwile. Dawid Kuźma obronił kilka groźnych strzałów, ale dwa razy miał też trochę szczęścia. W sytuacji sam na sam Krystian Żelisko przymierzył w słupek. Tak samo zresztą, jak Adrian Pikul, z tą różnicą, że drugi z graczy strzelał zza pola karnego.
Gospodarze atakowali, ale nie byli już w stanie wcisnąć trzeciego gola. W efekcie, Orlęta dopisały do swojego konta cenny punkt. W Łukowie mają jednak niedosyt, że jest to tylko punkt. – W naszej sytuacji każde „oczko” jest cenne. Jestem dumny z chłopaków i z tego co pokazali. Z drugiej strony można było ugrać więcej. Niestety, ale to wszystko pokazuje, jaki jest stan polskiej piłki. Szczerze mówiąc w naszej sytuacji wszyscy powinni nas lać. A okazuje się, że wystarczy zaangażowanie, odrobina chęci i w tej lidze jesteśmy w stanie powalczyć niemal z każdym, oczywiście poza Świdniczanką. Rywale z gry wcale nie byli od nas lepsi, dlatego ja nadal wierzę w ten zespół, że wyjdziemy z dołka – mówi Maciej Syga, opiekun Orląt.
Piłkarze z Lubartowa żałują przespanej pierwszej połowy. – Tak naprawdę zaczęliśmy grać dopiero przy wyniku 0:2. Na pewno zmiany wniosły sporo ożywienia. Nie wiem jednak, jak oceniać to spotkanie. Wyciągnęliśmy wynik na 2:2, ale słabo zagraliśmy przed przerwa, jakbyśmy w ogóle nie wyszli z szatni. Liczyliśmy na zwycięstwo, a trzeba się pogodzić z remisem. Dopiero w końcówce pokazaliśmy, na co nas stać. Było mnóstwo sytuacji. Dwa słupki, zablokowane strzały, a do tego kilka dobrych interwencji bramkarza. Zabrakło trochę szczęścia, żeby jednak wywalczyć trzy punkty – wyjaśnia Grzegorz Białek, trener Lewartu.
Lewart Lubartów – Orlęta Łuków 2:2 (0:0)
Bramki: Aftyka (70, 74) – Krzewski (63), Siwek (69).
Lewart: Podleśny – Michałów (75 Rejmak), Niewęgłowski, Majewski, Urban (64 Pęksa), Koneczny (64 Giletycz), Ciechański (65 Sulowski), Pikul, Najda (65 Aftyka), K. Zieliński (46 Iskierka), Żelisko.
Orlęta: Kuźma – Borkowski (28 Korol), Rybka, Kania, Ozygała (80 Woliński), Krzewski, Młynarczyk, Nurzyński, Jaworski, Siemieniuk, Siwek (85 Chojniak).