Tłok w tabeli jest tak duży, że strefa spadkowa rozpoczyna się już od ósmej lokaty. Górnik ma w tej chwili tylko jeden punkt więcej, niż piętnasta Wisła Płock. Ale z taką grą, jak w sobotę przeciwko Pogoni, w mgnieniu oka można trafić pod kreskę.
Bez jego umiejętności i fantazji gospodarze nie byli w stanie poważniej zagrozić bramce Pogoni. I gdyby w każdym spotkaniu Radosław Janukiewicz był tak sporadycznie zatrudniany, wreszcie musiałby poszukać sobie innej pozycji na boisku. Do przerwy tylko Janusz Surdykowski na poważniej spróbował zdobyć gola, ale kopnął tuż obok słupka.
Co innego na przedpolu łęcznian. Ich defensywa była dziurawa jak polskie drogi po zimie. Już w 8 min rywale cieszyli się z prowadzenia. Piłkę źle wybił Rafał Niżnik, Grzegorz Bronowicki nie zatrzymał Przemysława Pietruszki, a Piotr Karwan pokonał... własnego bramkarza.
Pogoni nie przeszkodziła nawet kontuzja kapitana Olgierda Moskalewicza. Przeciwnie, jego zmiennik Marcin Klatt okazał się prawdziwym dżokerem. W 39 min napastnik pozyskany z Warty Poznań wykorzystał dwa prezenty – podanie Maksymiliana Rogalskiego i bierność obrony Górnika.
Po zmianie stron podopieczni Tadeusz Łapy zaatakowali, a sporo ożywienia wniósł Bartłomiej Niedziela. Jednak "Portowcy” spokojnie kontrolowali mecz, szybko zadając nokautujący cios. Kropkę nad "i” postawił Klatt, który głową wykończył kontrę.
Miejscowi mogli zdobyć honorowe trafienie w doliczonym czasie, jednak główkę Veljko Nikitivica odbił Janukiewicz, a nadbiegający Grzegorz Szymanek strzelił w leżącego bramkarza. Ta sytuacja w pełni odzwierciedliła bezradność Górnika.
Górnik Łęczna – Pogoń Szczecin 0:3 (0:2)
Górnik: Prusak - Tomczyk, Wallace, Karwan (46 Niedziela), G. Bronowicki, Nazaruk (46 Szymanek), Bartoszewicz, Nikitović, Niżnik, Kazimierczak (71 Radwański), Surdykowski.
Pogoń: Janukiewicz - Woźniak, Hrymowicz, Jarun, Mysiak, Bojarski (85 R. Mandrysz), Rogalski (74 Zawadzki), Pietruszka, Koman, Petasz, Moskalewicz (16 Klatt).
Żółta kartka: Wallace (Górnik). Sędziował: Wojciech Krztoń (Olsztyn).
Surdykowski: Musimy zmazać plamę
• Po pierwszej połowie było 0:2. Granie w tym czasie na jednego napastnika nie było chyba trafionym posunięciem. Był pan osamotniony w walce z rosłymi obrońcami, więc sytuacji, po których mogły paść gole, prawie nie stworzyliście.
– Nie mnie to oceniać. Wyszliśmy tak ustawieni, jak sobie zażyczył trener. Może gdybym strzelił na 1:1, to spotkanie potoczyłoby się inaczej.
• Jednak to był strzał zza pola karnego, a okazji klarownych ani jednej. Takie były dopiero, gdy wynik został już przesądzony.
– Dobrze graliśmy do szesnastego metra, a potem brakowało dokładnego podania. Nie wiem z czego to wynikało. Pozostaje mi tylko przeprosić kibiców. Na pewno postaramy się wywalczyć trzy punkty w środę, w meczu z Sandecją Nowy Sącz.
• Trzy tygodnie przerwy wyraźnie wam zaszkodziły. Źle ten okres przepracowaliście?
– Na niektórych takie przerwy wpływają korzystnie, a na innych nie. My byliśmy wcześniej na małej fali wznoszonej, odnieśliśmy po kolei dwa zwycięstwa. Łapaliśmy rytm, z którego zostaliśmy wytrąceni.
• Zostało wam mało czasu, tylko trzy dni, aby „otrzepać” się po tej porażce. W dodatku znowu do Łęcznej przyjedzie zespół z czołówki tabeli – Sandecja Nowy Sącz.
– Mało, ale cóż nam pozostało... Musimy zmazać plamę i podnieść głowy do góry.