Ile było gadania, że musimy zrewanżować się za porażkę i fatalny występ w Belfaście. A ile, że mamy jeszcze realne szanse wyjazdu w przyszłym roku na mundial do RPA. W sobotę wyszło, że były to tylko puste słowa. Po słabym meczu trzeba było cieszyć się z remisów w Chorzowie i Bratysławie. Natomiast o mistrzostwach świata, choć jeszcze wszystko może się zdarzyć, z taką grą najlepiej zapomnieć.
A w sobotę nie wychodziło mu nic. Z kilkoma próbami Irlandczycy poradzili sobie bez trudu, więc Błaszczykowski w końcu się poddał i zaczął podawać głównie do tytułu. – Ten mecz po prostu mi nie wyszedł – przyznał po ostatnim gwizdku. I tym bardziej należy się dziwić, że wytrwał na boisku aż do tej pory. Widać Leo Beenhakker liczył przynajmniej na jeden skuteczny atak, stąd w przerwie wolał zostawić w szatni Ludovica Obraniaka, wpuszczając piłkarza bez tożsamości klubowej – Euzebiusza Smolarka. I było to trochę zaskakujące rozwiązanie, bo zawodnik Lille, który dopiero niedawno otrzymał polski paszport, stanowił największe zagrożenie pod bramką gości.
Najpierw po jego strzale piłkę z linii bramkowej wybił obrońca, a później z najwyższym trudem uderzenie Obraniaka z rzutu wolnego zatrzymał golkiper. Do tego należy dodać jeszcze dwójkową akcję Rogera Gurreiro (najlepszego w naszej drużynie) z Pawłem Brożkiem i na tym zakończyły się szaleństwa Polaków w pierwszej połowie.
Bo ta część spotkania była po prostu koszmarna. Wszechobecny chaos rządził grą gospodarzy. Polakom brakowało dynamiki i szybkości, sprawiali wrażenie zmęczonych. Długie piłki posyłane z linii obrony, w powietrzu od razu padały łupem Wyspiarzy. A o tym, że mecz może zakończyć się niespodzianką, świadczyła już sytuacja z 17 min. Kyle Lafferty przechwycił piłkę na środku boiska, popędził z nią w towarzystwie Michała Żewłakowa oraz Mariusza Lewandowskiego i strzelił płasko obok słupka.
Za drugim razem był już precyzyjniejszy. David Healy zagrał ponownie do napastnika Glasgow Rangers, Polacy zaspali przy spalonym i w sytuacji sam na sam Lafferty posłał piłkę między nogami Artura Boruca.
Po przerwie biało-czerwoni w końcu zaczęli grać lepiej. Pod bramką Maika Taylora wreszcie zaczęło robić się gorąco, jednak w 65 min mogło być już po sprawie. Steven Davis podał do wychodzącego na czystą pozycję Martina Patersona, ale ten w pojedynku z Borucem kopnął minimalnie obok słupka.
Można było się przestraszyć, ale Polacy w tym meczu nie mieli już nic do stracenia. W 71 min Żewłakow strzelił tuż obok bramki, a za moment dobrą okazję, wreszcie po ładnej wymianie piłek, miał Roger. W 80 min odżyły nadzieje polskich kibiców. Robert Lewandowski zagrał do Brożka, ten podał przed bramkę, a wbiegający Mariusz Lewandowski, do spółki z dwoma obrońcami, wpakował futbolówkę do siatki.
Końcówka to był prawdziwy dreszczowiec. Głęboko cofnięci Irlandczycy chcieli już tylko wytrwać do 90 min. Za to gospodarze atakowali raz po raz. Niestety, strzały Jacka Krzyżówka, Rogera oraz dwa M. Lewandowskiego nie znalazły już drogi do siatki.
Miało być zwycięstwo, był remis. W Bratysławie Słowacy też podzielili się punktami z Czechami. Ale sytuacja Polaków jak była trudna, tak stała się jeszcze trudniejsza. Szanse wyjazdu na mistrzostwa świata są bardzo odległe. I lepiej nie szukać pocieszenia, że mogą się jeszcze zbliżyć.
Polska – Irlandia Północna 1:1 (0:1)
Polska: Boruc – Golański, Dudka, Żewłakow, Krzynówek – Błaszczykowski, M. Lewandowski, Murawski (60 R. Lewandowski), Roger, Obraniak (46 Smolarek) – Brożek.
Irlandia Północna: Taylor – McCauley, Hughes, Craigan, Evans – Johnson, Clingan, McCann, Healy Davis – Lafferty (54 Paterson).
Żółta kartka: Golański. Sędziował: Mejuto Gonzalez (Hiszpania). Widzów: 45 000.