ROZMOWA Z Veljko Nikitoviciem, kapitanem GKS Bogdanka
– Kolano jeszcze trochę boli, ale powoli przestaje. Boleć jednak musi, bo to był zabieg, ingerencja lekarzy w moje ciało. Niedawno rozpocząłem rehabilitację i mam nadzieję, że szybko dojdę do pełni zdrowia.
• Będziesz z kolegami od 7 stycznia, czyli początku okresu przygotowawczego, czy ta przerwa będzie jednak trochę dłuższa?
– Na razie jeszcze ciężko powiedzieć. To zależy od tego jak będzie reagował mój organizm. Z jednej strony chciałbym jak najszybciej dołączyć do zespołu, ale z drugiej także porządnie się wyleczyć. Muszę odbudować mięsień, żeby był stabilny. Wrócę do treningów dopiero, gdy będę na sto procent sprawny.
• Wcześniej święta Bożego Narodzenia. Spędzisz je w Polsce czy Serbii?
– W Polsce, w gronie rodzinnym, z żoną, dziećmi i teściami. A na drugi dzień świąt mamy wesele u kolegi z zespołu Mateusza Pielacha.
• Jako prawosławny będziesz świętował zgodnie ze swoim obrządkiem?
– Jestem prawosławny, wierzę w Boga, ale wychowałem się w komunistycznej Serbii Slobodana Milosevicia i nie jestem praktykujący. Niewielu zresztą było wówczas przyzwyczajonych do chodzenia do kościoła. Teraz mam żonę katoliczkę i świętuję dwa razy. 24 grudnia jest Wigilia katolicka u teściowej, 6 stycznia prawosławna. Żona zrobi na pewno smaczny obiadek, napijemy się winka i będzie przyjemnie.
• Jakie są różnice w świętowaniu Bożego Narodzenia u prawosławnych i katolików?
– Wielkich nie ma, ale tutaj, w Polsce świętuje się huczniej. W Serbii jest Wigilia, a następnego dnia obiad. Natomiast w Polsce oprócz wystawnej Wigilii są też dwa dni świąt, więcej czasu dla najbliższych. Zresztą już przed świętami widzi się na ulicy mnóstwo ludzi pochłoniętych świąteczną gorączką. To wszystko buduje fajną atmosferę, jest wesoło. Ja zacząłem uczyć się polskich zwyczajów rok temu, gdy musiałem przytachać choinkę, rozwiesić światełka, bombki. Nie ukrywam, podoba mi się to.
• Prawosławni też mają choinkę?
– Oczywiście. Jest taka tradycja, że 6 stycznia, w dzień Wigilii gospodarz idzie do lasu, wyrywa drzewko, a później wnosi je do domu i podpala jedną gałązkę. Są też prezenty przynoszone przez Świętego Mikołaja, ale wszystko jest nieco mniej hucznie niż u katolików.
• Masz jakąś ulubioną potrawę świąteczną?
– Nie tyle potrawę, co przystawkę. To pasztet. Teściowa robi taki, że palce lizać. W środę byłem nawet u niej, pytałem, czy pasztet już gotowy. Powiedziała, że będzie robić w niedzielę, jak będzie miała wolne, bo ona normalnie pracuje. Dodała, że zrobi dużo, bo wie, że mnie tylko to interesuje (śmiech).
• Przy takim pasztecie teściowej ciężko jest zachować w święta regulaminową wagę?
– Ciężko, trzeba czasem się hamować, niektórych rzeczy sobie odmawiać, ale później jest jeszcze dwa tygodnie do wznowienia treningów, więc można zrzucić dodatkowe kilogramy. Zresztą, tak jak rozmawiałem z chłopakami, to niektórzy już się ruszają. Kopią piłkę na hali, biegają, więc nie będzie problemu, żeby wszystko spalić. A jak przyniosę o kilogram albo dwa za dużo, to trener Piotr Rzepka nie powinien robić wielkich problemów. Ważne, żeby nie było więcej. Jak zaaplikuje nam ciężkie treningi, zrzuci się raz dwa.
• Do zajęć wrócicie w nowym roku, ale nie wiadomo jeszcze, czy wrócicie do GKS Bogdanka, czy do Górnika Łęczna.
– Chciałbym, żeby to znowu był Górnik, a nie Bogdanka, żeby kibice znowu zasiedli na trybunie „B”. Nie ukrywam i nigdy nie ukrywałem, że bardzo brakuje nam ich dopingu. Co prawda w tym sezonie u siebie radzimy sobie jak na razie bardzo dobrze, ale przy wsparciu fanów byłoby jeszcze lepiej. W tej chwili jest taka sparingowa atmosfera. Kibice mają teraz swój klub, którego nie chcą zostawić. Wierzę jednak, że uda się znaleźć kompromis i obie strony się dogadają. Mam nadzieję, że w nowym roku wszyscy będziemy Górnikami z Łęcznej. To najistotniejsza sprawa w tej chwili.