Siódme miejsce na zapleczu ligi zawodowej - to efekt rocznej pracy w Zamościu trenera Zbigniewa Markuszewskiego
Pierwsza część sezonu nie zachwyciła. Na koniec roku, po 11 seriach spotkań KPR Padwa Zamość zajmowała odległe 11 miejsce, mając na koncie tylko 11 punktami. W dorobku drużyny prowadzonej przez trenera Markuszewskiego były cztery zwycięstwa, w tym jedno po serii rzutów karnych oraz siedem porażek. Tak skromny ówczesny dorobek to efekt występu zamościan w ośmiu meczach na boiskach rywali. Powodem był kolejny remont w hali OSiR, w której szczypiorniści powinni rozgrywać mecze ligowe. Klub zmuszony został do zmiany gospodarza. Na wyjazdach podopieczni trenera Markuszewskiego wywalczyli sześć punktów w ośmiu występach.
Nowy szkoleniowiec solidnie przepracował z zespołem zimową przerwą pomiędzy rundami, drużyna - w końcu - mogła powrócić do gry we własnym obiekcie, choć kibice nie mogli jeszcze wypełnić w całości obu trybun: górnej i dolnej. - W przerwie pracowaliśmy nad grą w obronie i ataku. Od ponad miesiąca możemy już ćwiczyć we własnej hali, co też jest ważnym czynnikiem. Jestem zadowolony z wykonanej przez nas pracy. Mamy nadzieję, że druga część rozgrywek będzie dla nas lepsza niż pierwsza i zaczniemy marsz w górę ligowej tabeli – mówił wówczas na naszych łamach opiekun KPR Padwy.
Przed ostatnim meczem wyjazdowym do Żukowa zamościanie mieli szansę na zajęcie nawet czwartego miejsca. Było jednak do spełnienia kilka warunków. Padwa musiała wygrać dwa ostatnie spotkania w sezonie: z KPR Autoinwest Żukowo i u siebie z Warmią Energa Olsztyn. Ponadto, punkty musiały stracić Olimpia MEDEX Piekary Śląskie, KS Budnex Stal Gorzów Wielkopolski i Śląsk Wrocław Handball. Niestety, w Żukowie, Szymon Fugiel i spółka, nie zdobyli punktów - przegrali 28:36. - Zagraliśmy fatalnie w obronie i ataku. Rotowałem zmianami, próbowaliśmy różnych wariantów, zmian, aby odwrócić losy rywalizacji, ale nic to nie dało. Zagraliśmy fatalny mecz i jest nam naprawdę strasznie głupio - mówił trener.
Drużyna zrehabilitowała się w ostatnim meczu sezonu z Warmią Energa Olsztyn. Gospodarze ograli spadkowicza z ligi 33:27 i zakończyli rozgrywki na siódmej lokacie z dorobkiem 40 punktów. - Liczyłem na nieco więcej. Trochę szkoda słabszej postawy w Żukowie. Mimo wszystko wynik jest korzystny - ocenia trener. - Biorąc pod uwagę problemy, z którymi mierzyliśmy się w pierwszej części sezonu, miejsce jest adekwatne do tego, co zaprezentowaliśmy. Przy odrobinie lepszych wynikach mogliśmy nawet zakończyć sezon dwie pozycje wyżej. Musimy też pamiętać o kontuzjach, które nam się przytrafiły. Ogólnie sezon zaliczymy na plus - mówi Sławomir Tór, wiceprezes Padwy.