Rozmowa z Darią Szynkaruk, prawoskrzydłową MKS FunFloor Lublin
- Jest pani zaskoczona takim rozstrzygnięciem dziewiątym miejscem w Plebiscycie Dziennika Wschodniego na Sportowca Roku?
– Nie ukrywam, że tak. O nominacji dowiedziałam się przy okazji jednego ze spotkań. Na pewno to bardzo miłe, najpierw sam fakt nominacji, a następnie miejsce w najlepszej dziesiątce. Tak naprawdę, to nie tylko moje osiągnięcie. Na ten sukces pracował cały zespół. I w takich kategoriach odbieram to miejsce.
- W obecnym sezonie pełni pani funkcję kapitana MKS FunFloor. To trudne zadanie?
– Na początku było ciężko. Z tyłu głowy była świadomość po kim przejęłam tę funkcję, po ikonie piłki ręcznej w Polsce, Weronice Gawlik. „Werka” przez wiele lat była kapitanem lubelskiego zespołu. Wraz z upływem czasu „oswoiłam się” z dodatkową rolą. Nie mnie oceniać jednak jak to teraz wygląda. Staram się wykonywać tę funkcję najlepiej, jak potrafię, daję z siebie „maksa”.
- Gra pani z numerem 21 na koszulce. Dlaczego właśnie ta liczba?
– Całe życie grałam z numerem 11. Kiedy przeniosłam się do Elbląga, mój numer był już zajęty. A więc zdecydowałam się na 21. Przypomina on moje dzieciństwo. Kiedy byłam mała zawsze z babcią grałam w oczko, to zawsze miłe wspomnienia. Zdecydowałam się właśnie na to i myślę, że to był dobry wybór.
- Występuje pani na prawym skrzydle, a więc jest zawodniczką leworęczną. Pisze pani lewą ręką?
– Tak.
- A je, też lewą?
– Tak, ale nie jestem osobą leworęczną. Tak naprawdę dopiero w wieku trzech lat przerzuciłam się na lewą rękę. Stało się tak po złamaniu palca u prawej dłoni. Spróbowałam działać lewą i tak jest już do tej pory.
- Dlaczego wybrała pani piłkę ręczną?
– Poszło to chyba po linii rodzinnej tradycji. Tę dyscyplinę uprawiała mama, także siostra. Pochodzę z małej miejscowości Buk, pod Poznaniem. Po skończeniu gimnazjum moja sportowa ambicja nie pozwoliła mi zakończyć przygody z piłką ręczną, a więc zdecydowałam się na przeprowadzkę do Kwidzyna. Tam trenowałam z… Edytą Majdzińską, która obecnie prowadzi MKS FunFloor. Nasze drogi ponownie się spotkały. Przyznam się, że mam korzenie lubelskie. Chodzi o miejscowość Czeberaki, w powiecie parczewskim (gmina Milanów - red). Stąd pochodzili mój pradziadek i dziadek, ze strony taty.
- Przenosząc się do Lublina mówiła pani, że chce się rozwijać, grać w europejskich pucharach, ale też w reprezentacji narodowej. Znalazła się pani w rezerwie na zgrupowanie kadry przed meczami kwalifikacji mistrzostw Europy z Danią. Jest szansa, aby wskoczyła pani na dłużej do drużyny Biało-Czerwonych?
– Nie ma co ukrywać, konkurencja jest duża. Na mojej pozycji jest Adrianna Górna z Zagłębia Lubin czy Magda Balsam z naszego MKS FunFloor. Sportowa ambicja nie pozwala mi poprzestać na trzecim miejscu. Na każdym treningu przykładam się do każdego ćwiczenia, staram się podnosić swoje kwalifikacje. Uważam, że od czasu przyjścia do Lublina dwa i pół roku temu zrobiłam duży progres. Jeśli nadal będę tak pracować, to naprawdę jest duża szansa abym znalazła się w reprezentacji narodowej. Potrzeba cierpliwości i spokojnej ciężkiej pracy, a na efekty przyjdzie czas.
- Pierwszy mecz kwalifikacji do mistrzostw Europy Polska rozegra pod koniec lutego w Lubinie, rewanż na początku marca, w Danii. Będzie ciężko ograć ten zespół?
– Na pewno. Na papierze Dania jest silniejsza, ale to tylko papier. Nasza reprezentacja pokazała już w kilku meczach, że potrafi zagrać bardzo dobre zawody i osiągnąć ciekawy wynik. Poza tym, piłka ręczna jest kobietą. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, który zespół danego dnia będzie lepszy.
- W MKS FunFloor ostatnio na trenerskiej ławce zasiadała Monika Marzec, Piotr Dropek, a obecnie jest Edyta Majdzińska. Co pani na to?
– Każdy trener jest inny. Od każdego szkoleniowca, jeśli oczywiście się chce, można się czegoś nauczyć, coś wziąć dla siebie. Jeżeli tylko ma się otwartą głowę, to od każdego trenera można czerpać tyle ile tylko zapragniesz. I zdobytą w taki sposób wiedzę wykorzystywać w dalszym swoim rozwoju.