Rozmowa z Piotrem Jarosiewiczem, skrzydłowym Azotów Puławy
- Przed panem kolejny sezon w Azotach Puławy. Miniony dla drużyny nie był zbytnio udany. Zajęliście dopiero szóste miejsce. Z perspektywy czasu: jest niedosyt?
– I to wielki. Nie tak planowaliśmy przebieg minionych rozgrywek. Szkoda porażek z drużynami, które powinniśmy pokonać: Chrobrego Głogów, Wybrzeże Gdańsk, Ostrovię Ostrów Wielkopolski czy u siebie Górnika Zabrze. Szóste miejsce boli tym bardziej, że widzimy, jak Chrobry, który od wielu sezonów nie grał w europejskich pucharach, po powrocie do rywalizacji, od razu, bez konieczności gry w kwalifikacjach, razem z Górnikiem dostał za darmo udział w fazie grupowej Ligi Europejskiej. My nie mieliśmy aż tyle szczęścia i trzykrotnie musieliśmy zabiegać o to zabiegać, niestety za każdym razem bezskutecznie. Czasami brakowało bardzo niewiele.
- W klasyfikacji strzelców PGNiG Superligi zajął pan czwarte miejsce z dorobkiem 134 goli. Taki wynik daje średnią nieco ponad 75 procent. Osiągnięcie mogło być większe?
– Zawsze może być lepiej. Skuteczność mogła być jeszcze wyższa. Zagrałem naprawdę fajny sezon. Nie ukrywam, już na początku przygotowań do nowych rozgrywek myślę o poprawieniu tego osiągnięcia.
- Z pewnością ma pan wciąż szansę na powrót do reprezentacji Polski?
– Ostatnio wypadłem z kadry. Zresztą, żadem z moich kolegów z Azotów nie znalazł uznania w oczach selekcjonera. Przed nami mistrzostwa Europy w Niemczech. Mamy nowego trenera Marcina Lijewskiego, będę starał się zdobyć jego zaufanie.
- W zespole Azotów Puławy jest nowy trener Ukrainiec Siergiej Bebeszko? Każdy ma też nowe oczekiwania wobec szkoleniowca i drużyny pod jego wodzą?
– Wszyscy zawodnicy zaczynają z tego samego punktu wyjścia. Każdy będzie chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Wszelkie decyzje związane z wyborem należeć będą do szkoleniowca. Pod koniec sezonu zobaczymy na co będzie nas stać w nadchodzących rozgrywkach.
- Po sezonie odeszli Igancio Valles, Bartosz Kowalczyk, Vadim Bogdanow oraz trener Robert Lis. Jest już kilku nowych zawodników: litewski rozgrywający Deividas Virbauskas i Maciej Zarzycki, zostaje Ivan Burzak. Azoty będą mocniejsze?
– Dobrze, że udało się utrzymać trzon zespołu. W tym roku mieliśmy mało zmian. Z większością piłkarzy znamy się bardzo dobrze, poznaliśmy swoje zagrywki. Nasz skład będzie lekko odmłodzony. Razem z kolegami czujemy wielki głód kolejnego medalu dla Puław. W swojej kolekcji mam trzy: jeden zdobyty z trenerem Danielem Waszkiewiczem i dwa - z trenerem Robertem Lisem.
- W nowym sezonie wraca faza play-off, to dobre rozwiązanie?
– Taki system rozgrywek nie jest sprawiedliwy. Można być niepokonanym przez prawie cały sezon, a w pierwszym lub drugim meczu play-off mieć słabszy dzień i przegrać. I w taki sposób pozbawić się możliwości gry o medale. Dotychczasowe rozstrzygnięcie było sprawiedliwe. W sezonie nie było meczów o nic, o tzw. pietruszkę. Każde spotkanie było bardzo ważne, zespoły zawsze musiały grać o pełną pulę. Jeśli niektórzy myśleli inaczej, to czasami dwóch, a nawet jednego punktu w końcowym rozrachunku brakowało im do medalu.
- Na co kibice mogą liczyć w nowym sezonie w waszym wykonaniu?
– Na pewno będziemy walczyć o powrót na trzecie miejsce w tabeli. Chcemy pokazać kibicom, że potrafimy rywalizować z każdym przeciwnikiem. Priorytetem będzie odebranie brązowego medalu Górnikowi Zabrze. Fajnie jest mieć krążek na szyi. Wiem, co mówię. Doświadczyłem tego w Puławach i chcę po raz kolejny go zdobyć.