Podczas Grand Prix Szwecji na podium zabrakło żużlowców Platinum Motoru Lublin. Pomimo obecności całej trójki w półfinale, podczas szalonych zawodów w Malilii nie brakowało emocji. Niepokojącym faktem może być groźnie wyglądający upadek Fredrika Lindgrena w finale turnieju.
Grand Prix Szwecji stało pod znakiem fantastycznego ścigania. Szwedzcy fani czarnego sportu mieli okazję z bliska zobaczyć nie tylko najlepszych rajderów świata, ale także doskonałą dyspozycję swojego idola — Fredrika Lindgrena.
Jeden z liderów Platinum Motoru Lublin zdominował fazę zasadniczą, przywożąc na swoje konto aż 13 "oczek". Od początku pokazał ogromną prędkość, ale także skutecznie korzystał ze znajomości rodzimego toru, świetnie dobierając ustawienia sprzętu.
Nie zabrakło także zaskoczeń. Pozytywnym dla polskiej publiczności była obecność Patryka Dudka w finale. "Duzers" odjechał świetny półfinał, pokonując w nim samego Bartosza Zmarzlika. Wysłał także mocny sygnał do Rafała Dobruckiego, który z pewnością zachodzi w głowę nad obsadą piątki reprezentacji Polski na drużynowy puchar świata. Tym samym trzykrotny mistrz świata nie dał rady ponownie wejść do finału turnieju rangi Grand Prix.
Tej sztuki zdołał za to dokonać Dan Bewley. Brytyjczyk w końcu dokonał tego, na co czekał od początku sezonu. Po wielu wpadkach, często po doskonałych 20 biegach, gwiazdor Betard Sparty Wrocław dostał się do ostatniej gonitwy zawodów. Zawiódł inny z wrocławian — Maciej Janowski. Popularny "Magic" nie skorzystał z faktu, iż w lidze szwedzkiej reprezentuje barwy lokalnej Dackarny Malilla i z dwoma punktami zajął fatalne 15 miejsce.
Także Jack Holder tym razem nie zbliżył się nawet do podium. Australijczyk odpadł w półfinale, mając problem z lepiej dysponowaną stawką swojego półfinałowego startu. Z niedyspozycji liderów serii doskonale skorzystał Martin Vaculik. Słowak pewnie wygrał swój półfinał i o triumf stanął w szranki z Bewleyem, Dudkiem i Lindgrenem.
W pierwszym podejściu do finału Szwed długo ścigał gwiazdora gorzowskiej Stali, aż w końcu stracił na chwilę czujnosć i wjechał w Vaculika, za co został wykluczony z powtórki. W niej długo prowadził "Vacul", jednak na ostatniej pętli na chwilę stracił koncentrację, z czego skorzystał bezwzględnie Bewley. Dzięki temu Anglik ma stuprocentową skuteczność w finałach. Choć brzmi to nieprawdopodobnie była to jego jedyna obecność w wyścigu "o wszystko" w SGP. Taki obrót tego sobotniego był zaskakujący niemalże dla każdego. 23-latek miał ogromne problemy, upadł podczas meczu w ramach ligi angielskiej i zdawał się być w kiepskiej dyspozycji.
Jak powiedział sam zwycięzca na antenie Eurosportu "Prawdę mówiąc ciężko mi uwierzyć w to co własnie się wydarzyło". Zmarzlik nie był dziś w finale, ale tegoroczne zmagania w dalszym ciągu są pod jego absolutną kontrolą.