W sobotę na stadionie w Puławach zmierzyły się drużyny, które w ostatnich tygodniach miały się czym chwalić. Wisła nie przegrała od czterech kolejek, a Stomil Olsztyn nawet od pięciu. Dobrą passę kontynuuje jednak tylko drużyna Mariusza Pawlaka, która pokonała rywali u siebie 2:1.
Już w trzeciej minucie akcja duetu: Adrian Paluchowski – Dominik Banach zakończyła się świetnym strzałem tego drugiego. Niespełna 20-letni zawodnik nie tylko dał gospodarzom prowadzenie, ale przy okazji zaliczył czwarte trafienie w tym sezonie. Trzeba dodać, że wszystkie bramki zdobył w ostatnich czterech występach.
Później miejscowi mogli podwyższyć rezultat po strzałach z rzutów wolnych. Najpierw próbował Krystian Puton, a później Mateusz Klichowicz. Obaj trafiali jednak w mur. Dużo groźniej zrobiło się około 30 minuty, kiedy po rzucie rożnym niewiele zabrakło, żeby z kilku metrów piłkę do siatki wpakował Przemysław Skałecki. Ostatecznie uderzył jednak nad poprzeczką.
240 sekund później Klichowicz wyprowadzał kontrę dwóch na dwóch i sam zdecydował się kończyć akcję strzałem. Przymierzył jednak minimalnie obok słupka. W 37 minucie Paluchowski uprzedził Lukasa Kubana i Czech, zresztą były „Wiślak” wyciął kapitana Dumy Powiśla równo z trawą. Podopieczni trenera Pawlaka mieli więc kolejną okazję na strzał ze stojącej piłki. Klichowicz tym razem uderzył lepiej, ale prosto w bramkarza. W końcówce Kuban wprowadził sporo zamieszania w szeregi obronne gospodarzy po wyrzutach z autu. Do przerwy wynik nie uległ jednak zmianie.
W drugiej odsłonie Stomil nie miał nic do stracenia i przejął inicjatywę. Długo niewiele jednak z tego wynikało. Goście mieli przede wszystkim sporo stałych fragmentów gry. Rzuty wolne i rożne nie przyniosły jednak żadnych konkretów pod bramką Piotra Zielińskiego. Ale do czasu.
Około 66 minuty ekipa z Olsztyna miała trzy kornery z rzędu i trzeba przyznać, że po drugim z nich golkiper Wisły miał sporo szczęścia. Gol jednak nie padł. Na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem szukający swoich szans na zamknięcie meczu w kontrach gospodarze dopięli swego. Klichowicz ładnym strzałem wykończył szybki atak i zrobiło się 2:0. Wydawało się, że to koniec emocji w Puławach. Tymczasem w szóstej minucie doliczonego czasu gry przyjezdni wywalczyli jeszcze rzut karny, a na bramkę zamienił go Jakub Tecław. Na więcej zabrakło już jednak czasu, bo sędzia szybko zakończył zawody.
– Weszliśmy w to spotkanie bardzo dobrze. Chcieliśmy wrzucać piłki za linię obrony przeciwnika. Cieszy, że pierwsza akcja wypaliła, a nad tym pracowaliśmy w tym tygodniu. Cieszy się, że mieliśmy różne fazy pressingu, nad czym też pracowaliśmy. Byliśmy blisko przeciwnika i nie daliśmy im grać środkiem. W drugiej połowie postaraliśmy się wyczekać, chcieliśmy wykorzystać przestrzenie za linią obrony. Udało się, strzeliliśmy drugą bramką, a rzutu karnego nie mam w pamięci, bo i tak wygraliśmy. Mocno chwalę swój zespół za 95 minut pracy. Mój zespół podjął też walkę wręcz, a to dobry prognostyk, gratuluję moim piłkarzom. Nawet ci, którzy nie zagrali żyli na ławce bardzo mocno. Każdy chciał wejść i dorzucić cegiełkę do zwycięstwa – ocenia Mariusz Pawlak.
Wisła Puławy – Stomil Olsztyn 2:1 (1:0)
Bramki: Banach (3), Klichowicz (75) – Tecław (90+6-z karnego).
Wisła: Zieliński – Cheba, Skałecki, Wiech, Majewski, Przywara (85 Kaczmarek), Banach, Puton (90 Mościcki), Kona, Klichowicz (85 Papikjan), Paluchowski (90 Ednilson).
Stomil: Mądrzyk – Kalisz (80 Karlikowski), Szabaciuk, Tecław, Kuban, Maćkowiak, Żwir (46 Florek), Krawczun (80 Niewiadomski), Spychała, Caetano (60 Szypulski), Kurbiel (89 Drabiszczak).
Żółte kartki: Majewski, Banach, Cheba – Tecław, Kuban, Florek.
Sędziował: Albert Różycki (Łódź).