W centrum Konstantynowa (pow. bialski) grasuje stado psów. Biega ono bez opieki właścicieli. Miejscowe władze liczą na to, że kundle nikomu nie zrobią krzywdy…
– Biegające obok budynków i śmietników kundle stanowią zagrożenie dla dzieci idących do szkoły. Boję się, że dzieci mogą, uciekając przed zwierzakami, wpaść wprost pod samochód – mówi Rusecka.
Dodaje, że ściany bloków i śmietniki w jej spółdzielni opryskiwane są zalecanym przez lekarza weterynarii środkiem zapachowym odstraszającym psy.
– Preparat skutkuje. Dziko biegające kundle omijają nasze osiedle – podkreśla pani prezes.
Wiele osób w Konstatynowie jednak bagatelizuje zagrożenie. Akurat po chodnikach w centrum miejscowości, niedaleko ronda, biega samopas sześć psów, kiedy przechodzi tam jedna z kobiet. Spokojnie omija zwierzaki.
– Ja się ich nie boję, znam je. Ale dzieci mogą się przestraszyć, kiedy ujrzą taką sforę – przyznaje.
– Nikt nie zgłaszał problemów z bezpańskimi kundlami – mówi Marek Horbowicz, dyrektor miejscowej Szkoły Podstawowej. Podobnie kierownictwo Przedszkola Samorządowego nie otrzymało od rodziców zgłoszeń o obawach dotyczących psów wałęsających się po miejscowości.
Romuald Murawski, konstantynowski wójt potwierdza, że mieszkańcy bwielokrotnie zwracali się do niego w sprawie bezpańskich psów.
– Mieliśmy kłopot z patologiczną rodziną, która spuszczała psy z uwięzi i biegały one po chodnikach. Jeden piesek pędził na jezdnię i ścigał samochody. Próby interwencji ze strony policji i moje nie skutkowały – wspomina wójt. I dodaje, ze w ogóle trudno problem rozwiązać.
– Nie możemy odstrzelić agresywnego kundla – wyjaśnia. Kiedy pojawia się konieczność jego schwytania, to musimy ubłagać prezydenta o zgodę. Umieszczenie jednego zwierzaka w schronisku kosztuje aż 600 zł – żali się wójt. I zaznacza, że gdyby chciał przekazać do schronisk psy biegające luzem po wsiach, to musiałby na opłaty przeznaczyć sporą część budżetu.