16-letni Erwin, brutalnie pobity w szkole przez rówieśnika, powoli wraca do zdrowia. W czwartek wieczorem lekarze musieli usunąć mu śledzionę. Młody bandyta już następnego dnia stanął przed sądem rodzinnym i nieletnich. Trafił do schroniska dla nieletnich w Dominowie.
Chłopak był tak zaskoczony atakiem, że nawet się nie bronił. Wszystko stało się tak szybko, że nie zareagował również kolega, który wychodził z nim ze stołówki.
- To dla nas wszystkich wielki szok - mówi zdenerwowana Mariola Szynal, dyrektor Gimnazjum nr 2 w Chełmie. Twierdzi, że przeprowadziła własne śledztwo, żeby ustalić, jak doszło do pobicia gimnazjalisty. - Całe zajście miało miejsce podczas przerwy obiadowej - opowiada. - Wejście do stołówki znajduje się tuż za drzwiami do I LO. To właśnie tam Erwin został zaatakowany.
Mimo że wejścia do ogólniaka pilnuje ochroniarz i pełnione są uczniowskie dyżury, nikt nic nie zauważył. - Dyżurni i ochroniarz stoją na szczycie schodów - wyjaśnia Antoni Skubiszewski, dyrektor I LO. - Pilnują wejścia do szkoły, a nie stołówki. Z tego miejsca widok na schody prowadzące do jadalni jest utrudniony.
Pobity Erwin zgłosił się do szkolnej pielęgniarki. Bardzo bolał go brzuch. Ta od razu powiadomiła jego matkę i poradziła zgłosić się do lekarza rodzinnego. Z przychodni chłopak pojechał prosto do szpitala. Okazało się, że ma pękniętą śledzionę.
- Musieliśmy ją usunąć - mówi Andrzej Olejowski, ordynator oddziału chirurgicznego chełmskiego szpitala. - W tej chwili pacjent czuje się dobrze. Ale obrażenia mogły doprowadzić nawet do śmierci.
W czwartek lekarze, ze względu na stan Erwina, nie pozwolili policji na jego przesłuchanie. Następnego dnia chłopak opisał napastnika, którego znał tylko z widzenia. Wskazał go również na zdjęciach dostarczonych przez szkołę. Okazało się, że to
16-letni Artur C. absolwent Gimnazjum nr 2.
Mama Erwina nie może pojąć, jak mogło do tego dojść w szkole, gdzie są ochroniarze. - Człowiek jest pewny, że tam nic mu się nie stanie. Dlaczego nikt nie pospieszył mojemu synowi z pomocą? – pyta pani Marzena.