W lakierni zakładu meblarskiego "Meblotap” jeden z pracowników zauważył, że z komina wydobywa się inny dym niż zwykle. Natychmiast zaalarmował szefa produkcji. Ten zarządził ewakuację. Chwile później w lakierni doszło do potężnej eksplozji.
– Ogień z uszkodzonego komina przeniósł się na dach – mówi Zdzisław Herbut, w "Meblotapie” szef sprzedaży. – Zanim wezwaliśmy strażaków, ci już do nas jechali. Zaalarmował ich słup dymu z lakierni.
Tomasz Ważny, rzecznik chełmskich strażaków, który w tym czasie pełnił służbę oficera dyżurnego zapewnia, że do pożaru w zakładzie skierował wszystkie jednostki, jakie tylko miał w dyspozycji. – Ogień szybko udało się stłumić – mówi Ważny. – Więcej czasu zajęło dogaszanie pożaru i wentylacja pomieszczeń.
Z uwagi na gryzący dym i zagrożenie zatruciem, szefowie zakładu zwolnili większość pracowników do domów. W poniedziałek jeszcze nie byli w stanie oszacować strat. Pierwszeństwo mieli przedstawiciele policji, nadzoru budowlanego i Państwowej Inspekcji Pracy. Zdaniem strażaków, budynek lakierni po pożarze prawdopodobnie nadaje się już tylko do rozbiórki. O tym jednak zadecydują biegli.
Herbut zapewnia, że lakiernia, tak jak cały zakład była ubezpieczona. Ubezpieczyciel też został już powiadomiony o tym, co się stało.
– Przemysł meblarski ma swoją specyfikę – podkreśla Herbut. – Zagrożenie pożarem jest w nim znacznie bardziej realne niż w innych branżach.
Potwierdzeniem tych słów może być to, że w dziejach "Meblotapu” to był już czwarty pożar. Pierwszy przed laty strawił cały zakład, wówczas jeszcze przy ul. Hutniczej. Dwa kolejne wydarzyły się podczas remontów i były spowodowane przez błędy popełnione pracowników firm zewnętrznych.
Pracownikom lakierni udało się wynieść na zewnątrz część urządzeń i materiałów, zanim jeszcze doszło do wybuchu. Wraz z budynkiem spłonęła dzienna produkcja i pozostałe urządzenia. Samych lakierów było tam tylko tyle, ile na ten dzień potrzebowali lakiernicy. Ta zasada w tym przypadku znakomicie się sprawdziła.