Rozmowa ze Stanisławem Piaseckim, artystą cyrkowym, który zagrał Sztukmistrza z Lublina
• Kiedy pan pierwszy raz był w cyrku?
• Wuj był ideałem?
• Co pana najbardziej kręciło? Lwy, tygrysy, iluzja, lina?
- Wszystko razem. Na pewno nigdy w życiu nie myślałem, że zostanę linoskoczkiem.
• To przypadek?
- Mama nie była zachwycona moim pomysłem, że zostanę artystą cyrkowym. Skończyłem technikum mechaniczne w Szczecinku. W międzyczasie powstało studium cyrkowe w Julinku. Jeszcze przed maturą pojechałem na egzaminy. Zdawało nas dwustu, przyjęto osiemnastu. Na drugim roku Tamara Truszkowska powiedziała: Będziesz robił linę. Byłem zły.
• Na czym polegała nauka liny?
• Bez asekuracji?
- Bez. Idąc po linie trzeba się skoncentrować na jednym punkcie. Poza nim nic nie ma.
• Jest wysokość, lina, oklaski, ludzie. Jak tu się skoncentrować?
- Kiedy wchodzę na linę, jest punkt do którego muszę dojść i nic więcej.
• To tak jak Piotr, który chodził po wodzie?
- Dokładnie. Jak chodzę po linie myślę o Piotrze, który chodził po wodzie. Miałem taki przypadek, kiedy wszedłem na linę rozkojarzony. Choć pracuję tyle lat, zdarzyło się to niedawno. Byłem za pewny, a lina była rozpięta nad rzeką.
• Poczuł pan strach?
- Przeraziłem się. Poczułem się jak Piotr, który zaczyna tonąć. Ale przypomniałem sobie o Ewangelii.
• Na pokazie w Lublinie bardzo dokładnie sprawdzał pan mocowania liny?
- Zdarzało się, że linę mocowano od kamienicy do kamienicy i haki wyrywały kawału muru. Pamiętam jak przygotowywałem się do występów w katowickim Spodku. Nie można było wbić kotw do podłoża. Przywieźli nam betonowe bloki, każdy ważył ponad tonę. Jak zacząłem naciągać linę, bloki zaczęły się przesuwać.
• Jak pan idzie po linie, chroni pana Bóg i św. Piotr. Co jeszcze? Balanserka, którą trzyma pan w dłoniach?
- Balanserka pomaga przy utrzymaniu równowagi. Można się na niej podeprzeć, kiedy idzie się na wysokości 4 metrów. Na wysokości 10-12 metrów to już nie ma znaczenia.
• To jaki jest ratunek?
- Złapać się liny. Jak nie zdążę, lecę na bruk.
• Ilu linoskoczków jest w Polsce?
- Ja.
• Jak ważne są buty?
- Dzięki cienkiej podeszwie czuję linę.
• Ile raz pan chodził po linie?
- Nie liczyłem. Tysiąc razy. Może więcej.
• Można pana wynająć?
- Tak.
• Kiedy pan skończy chodzić po linie?
- Już raz skończyłem. Ale przez przypadek wróciłem i znów chodzę.
• Jak syn będzie chciał chodzić po linie, puści go pan?
- Nauczę go.
• A tresura skąd się u pana wzięła?
- W latach dziewięćdziesiątych robiliśmy z żoną ekwilibrystykę na rowerach. Dostaliśmy propozycję, żeby wziąć cyrk Piasecki Olimpia w ajencję. Zaczęliśmy liczyć pieniądze. Tresury zawsze były drogie. Kupiliśmy zwierzęta: dwa osły, kucyki, lamy, jaka i słonicę Sumatrę. Chcąc nie chcąc zostałem z żoną treserem.
• Jak się tresuje osiołka?
- Nie trzeba doprowadzać do takiej sytuacji, żeby on był uparty. Jak chce się wytarzać w piachu, to trzeba dać mu spokój. Nie ma siły, żeby tego mu zabronić. Jak się mu da marchewkę, to on za nią pójdzie. Jak go będę ciągnął, to nie pójdzie.
• Co robił osiołek?
- Klękał na kolana. Ustawiał się razem z kucykiem. Przeskakiwała przez nie lama.
• Opluła pana kiedyś?
- Mnie nie. Ale jak się zdenerwowała, to nadymała policzki i ostro pluła.
• Które z pana zwierząt było najinteligentniejsze?
- Słonica.
• Jak się zaprzyjaźnić ze słoniem?
- Bardzo prosto. Wystarczy wykazać mu uczucie. To wszystko.
• Co lubią słonie?
- Drapanie za uchem i po brzuchu. A najbardziej lubią łakocie. Sumatra lubiła kiszoną kapustę i ogórki kiszone. Przepadała za słodyczami. Wystarczył jej cukierek. Jak miałem miętusy w kieszeni, zaraz wyczuła, gdzie są. Łasiła się, aż dostała.
• Czy to prawda, że słonie boją się myszy?
- Tak. Boją się małych rzeczy, których nie widzą. Posłyszą ruch i kopią.
• Zdarzyło się, że Sumatra się wkurzyła?
- Tak. Raz to było w Stalowej Woli. Wystraszyła się fajerwerków tuż przed wejściem na arenę. Postawiła uszy, podniosła ogon. Zrobiła ruch w przód i w tył. Stał mój samochód i przyczepa kempingowa. Weszła pomiędzy, lekko rozsunęła, postawiła nogę na płot i poszła. Zaczęła biec w kierunku bloków; z prędkością 60 km/godz. Ja za nią. Pracownik pobiegł po chleb. Dobiegliśmy do bloków. Trochę się uspokoiła. Zawróciła. Znów zaczęli strzelać. To Sumatra w tył zwrot. Przebiegliśmy trasę trzy razy. Zatrzymała się w przejściu między blokami.'
• Czy Sumatra lubiła spacerować?
- Bardzo. W Lublinie byliśmy kilkakrotnie na występach. Zwiedziłem z Sumatrą wiele dzielnic Lublina. Uwielbiała też chodzić nad morzem. Wykąpała się, poleżała, szliśmy dalej. Lubiła chodzić z moim synem na spacery. Jego koledzy chodzili z psami, on szedł ze słoniem przy nodze.
• Jadła na spacerze?
- Potrafiła zjeść 10 chlebów. A jak nie dostała podwieczorku, to ryczała.
• Co słoń je na śniadanie?
- Osiem kg gniecionego owsa. Na obiad 20 kg marchwi.
• Na podwieczorek?
- Cztery chleby. Na kolację dwie belki słomy i dwie belki siana.
• Najdziwniejsze zdarzenie ze słoniem?
- Zadzwonił pan młody, żeby Sumatra przeniosła mu żonę z kościoła do samochodu. Wzięła ją na trąbę i przeniosła. Dostała cukierki.
• Ciężko przeżył pan śmierć Sumatry?
- Bardzo. Osobiście ją pochowałem. Teraz, jak skończę z liną, kupię sobie małego słonika.
Rozmawiał Waldemar Sulisz