
100-metrowa wyrwa w Bugu już nie zagraża prawosławnemu klasztorowi w Jabłecznej. Wody Polskie wydały blisko pół miliona złotych na zabezpieczenie linii brzegowej.

- W linii prostej do Bugu mamy 200 metrów, a do wyrwy jeszcze kilkaset metrów dalej. Obawy były, bo rzeka mogła wejść w starorzecze, a to groziłoby odcięciem klasztoru od dróg dojazdowych - przyznaje archimandryta Piotr Dawidziuk, namiestnik najstarszego prawosławnego monasteru w Polsce, bo istniejącego ponad 500 lat.
Duża wyrwa, jak przekonują pracownicy Wód Polskich powstała w sposób naturalnej erozji.
– Gdy w marcu przyjechaliśmy tutaj przekazać teren wykonawcy, to Bug już był połączony ze starorzeczem. Istniało zagrożenie, że rzeka zmieni swój nurt i odetnie część Jabłecznej wraz z klasztorem od Polski - uważa Henryk Dragan, inspektor nadzoru budowlanego z Zarządu Zlewni w Białej Podlaskiej. Bug jest bowiem naturalną granicą z Białorusią. – Erozja postępowała tutaj szybko. Ale prace przebiegły też sprawnie. Zasypano część wyrwy, a brzeg zabezpieczono drewnianymi palisadami. To całkiem nowa metoda.
Prace, na które Wody Polskiej wydały ponad 470 tys. zł dobiegają końca.
– Gdyby Bug dostał się do starorzeczy, potężny obszar byłby zalany. Obecnie budowany wzdłuż rzeki system zabezpieczeń elektronicznych w ramach Tarczy Wschód powoduje zwiększa ryzyko erozji, bo część drzew jest usuwana, naruszany jest system korzeniowy, a więc struktura brzegowa również - nie ukrywa Marcin Troć, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Lublinie. Zabezpieczeń wymaga jeszcze linia brzegowa w okolicy Pratulina czy w gminie Hanna. – Monitorujemy te miejsca, gdzie może nastąpić erozja brzegowa. Kościółek w Krzyczewie nad Bugiem jest bezpieczny, bo wykonaliśmy tam prace utrzymaniowe- zapewnia dyrektor.
Wyrwa w Jabłecznej powstała na terenie, który należy do Leszka Wieliczko: – Z trwogą przyglądałem się temu, jak nurt zmienił swój bieg i wykradał z roku na rok brzeg. Dlatego udostępniłem grunt na prace, bo to nasza wspólna sprawa - mówi właściciel.
