W przyszłym tygodniu na ekrany polskich kin trafi „Zerwany Kłos” - filmowa biografia błogosławionej Karoliny Kózkówny, męczennicy za wiarę. Odbywający się 11 lutego przedpremierowy pokaz filmu w Kinie Bajka cieszył się tak dużym zainteresowaniem, że postanowiono zorganizować drugą projekcję.
Karolina Kózka urodziła się w 1898 roku w wielodzietnej rodzinie mieszkającej we wsi Wał-Ruda. Od najmłodszych lat zaangażowana była w życie parafialne, należąc do Apostolstwa Modlitwy i Koła Żywego Różańca. Podczas I wojny światowej została zamordowana w wieku zaledwie 16 lat, broniąc się przed zgwałceniem przez carskiego żołnierza. W 1987 roku papież Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkównę błogosławioną.
Studenci i absolwenci Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu postanowili przenieść na ekran historię pobożnej dziewczyny. Za scenariusz i reżyserię odpowiada absolutny debiutant – Witold Ludwig. Akcja filmu rozpoczyna się podczas I wojny światowej, gdy carskie oddziały zbliżają się do okolic Tarnowa. Bł. Karolinę poznajemy jako osobę pomocną, uczynną i przepełnioną niezachwianą wiarą w bożą miłość. Wkrótce żołnierze, którzy coraz częściej grabią okoliczne gospodarstwa, trafią także do jej domu.
Jest w filmie Ludwiga kilka scen zdradzających wizję i spory potencjał reżysera, chociażby sekwencja pościgu carskiego żołnierza za polską dziewczyną, przeplatana ze scenami zabawy w obozie kozackich sołdatów, rozbijają się one jednak o boleśnie nieporadny montaż, z nadużyciem zwolnionego tempa oraz ciągłymi zbliżeniami na twarze bohaterów. Bije z ekranu nadmierny patos, podkreślany ujęciami kołysanego wiatrem zboża i podniosłymi kompozycjami Krzysztofa Janczaka.
Twórcom brakuje również wyczucia w kreacji samej bł. Karoliny Kózkównej. Filmowa postać nacechowana jest niezwykłą dojrzałością oraz pobożnością, która niekiedy zdaje się być wręcz wymuszona. Każda scena z jej udziałem pełna jest egzaltacji, nawet beztroska zabawa z dziećmi kończy się modlitwą i wygłaszaniem moralizatorskich treści. Brakuje filmowej Karolinie pewnej naturalności, punktu zaczepienia w codzienności, który pozwoliłby widzowi się z tą bohaterką utożsamić. Grana przez debiutującą na dużym ekranie Aleksandrę Hejdę postać, to chodzący pomnik pobożności.
Męczą także w „Zerwanym Kłosie” górnolotne dialogi wypowiadane często przez aktorów z nieznośnie teatralną manierą. Zapłakana kobieta wspominająca o dokonanym na niej gwałcie, wypowiada swoje kwestie, jakby recytowała wiersz. Z kolei potencjalnie interesująca scena starcia przepełnionego wiarą proboszcza z zuchwałym żołnierzem, kończy się bitwą na cytaty. – Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę – głosi z namaszczeniem ksiądz z przystawionym do skroni pistoletem. Miejscami film aż prosi się o zerwanie tej idealistycznej otoczki i uczynienie bohaterów bardziej ludzkimi.
Filmowe biografie osób wyniesionych przez Kościół na ołtarze nie są w polskimi kinie chlebem powszednim, a choć cieszą się zazwyczaj dużą popularnością wśród odbiorców, to jakościowo zwykle pozostawiają wiele do życzenia. „Zerwany Kłos” niestety nie przełamie tej tendencji – pełna sala na przedpremierowym pokazie potwierdza, że film może liczyć na wysoką frekwencję, niemniej artystycznie jest to dzieło niespełnione. Imponuje z kolei fakt, że produkcja powstała bez szerokiego dofinansowania (obraz wyprodukowała Telewizja Trwam); jak na warunki oraz środki jakimi dysponowali młodzi, debiutujący w większości twórcy, trudno oprzeć się wrażeniu, że wyciśnięto z filmu bardzo wiele. Za mało jednak, by biografia bł. Karoliny Kózkównej zapisała się w pamięci widzów.
"Zerwany kłos"
Reżyseria i scenariusz: Witold Ludwig
Muzyka: Krzysztof Aleksander Janczak
Zdjęcia: Julian Kucaj