Jeśli nie chcesz usłyszeć na żywo najzdolniejszej polskiej artystki piosenki, nie idź w niedzielę do lubelskiej filharmonii.
Nie zmienia chłopaków jak rękawiczki, nie bywa w modnych klubach, nie generuje plotkarskich sensacji, nie gości na łamach brukowców, nie wymądrza się w wywiadach. Za to dużo pracuje. Komponuje, pisze teksty, słucha płyt mistrzów popu, soulu i muzyki filmowej.
Przygotowując swój nowy album, skomponowała ponad trzydzieści piosenek. Bardzo różnorodnych, świadczących i jej szerokich zainteresowaniach i dużych możliwościach. Pisała też teksty. Ale kiedy tylko zauważyła, że się powtarza, poprosiła o pomoc koleżanki po fachu.
Wzięła na siebie obowiązki muzycznego współproducenta albumu i ciężko pracowała z Bogdanem Kondrackim. Ciągle coś poprawiali. Wiele razy podchodzili do wokali, próbowali rozmaitych mikrofonów, preampów, różnych ustawień. Aż osiągnęli satysfakcjonujący efekt.
Dzięki intensywności pracy spędziła w studiu tylko cztery miesiące z przerwami. A mogła siedzieć dłużej, bo dostała od wydawcy duży budżet. Nie zaprosiła znanych piosenkarzy do tak modnych duetów, żeby przyćmić dokonania koleżanek i zdobyć względy części publiczności łasej na wydarzenia personalne.
Stworzyła krótki, niespełna czterdziestominutowy, dziesięcioutworowy album w stylu retro. Nie zabiera nim zbyt wiele czasu słuchającemu. Za to dostarcza rozmaitych pozytywnych wrażeń muzycznych i literackich.
Słychać, że tworzyła z miłości do muzyki i po to, by podzielić się ze słuchaczami swymi fascynacjami i wątpliwościami, radościami i smutkami. By dać upust swym ambicjom artystycznym, a nie zaspokoić merkantylny apetyt.
Kontakt z piosenkami Ani Dąbrowskiej daje wiele satysfakcji. Słuchanie ich na żywo może dostarczyć jeszcze innych dobrych przeżyć.
Niedzielny koncert rozpocznie się o godz. 19. Bilety - po 50, 45 i 40 zł - do kupienia w kasie agencji N'n'N w filharmonii, ul. Skłodowskiej 5.