"Człowiek płacze nad ich losem, reportażysta go opisuje. Nie było łatwo. W Rodzinach Katyńskich, gdzie zaczęłam reporterski szlak, natrafiłam na mur milczenia i niechęci."
Książce niezwykłej – bo choć zdawać by się mogło, że o Katyniu i Smoleńsku napisano już wszystko, to okazuje się, że można powiedzieć jeszcze więcej, lepiej, mocniej.
Klucz do tej opowieści jest prosty i przejmujący zarazem. W pierwszej części autorka pokazuje swoich dziesięciu bohaterów na chwilę przed wylotem do Smoleńska. Widzimy kawałek ich życia – zwykłego życia. Nie ma tu historii, polityki. Jest codzienność, zwyczajność, szykowanie się do podróży – dla każdego z nich ważnej podróży, dla każdego z innego powodu. Oni nie wiedzą – a my już wiemy, że za moment "zwyczajność” przerodzi się w dramat. Wstrzymujemy oddech, czekamy na TEN moment.
I mamy woltę czasową, wchodzimy w drugą część opowieści – autorka zabiera nas 70 lat wstecz. Cofamy się do wybuchu wojny, poznajemy rodziny naszych bohaterów i ich wojenne losy. A także te powojenne, naznaczone już zbrodnią i tajemnicą katyńską. W Charkowie zginęli stryjowie Marii Kaczyńskiej (z domu Mackiewicz), w Katyniu dziadek Ewy Bąkowskiej, generał Smorawński. Leszek Solski stracił w Katyniu ojca.
Historia każdej z tych rodzin, Mackiewiczów, Łojków, Solskich, Piskorskich, Zychów, Smorawińskich na zawsze obarczona została piętnem Katynia. Dla rodzin zamordowanych oficerów pojechać do Katania w 70. rocznicę ich śmierci było nie tylko ogromnym przeżyciem, ale też obowiązkiem. Ich tam po prostu nie mogło nie być.
I mamy trzecią część książki – najbardziej dramatyczną. Wracamy do 10 kwietnia 2010 roku. To ten moment, kiedy bliscy osób, które rano wsiadły do prezydenckiego samolotu, czekali na telewizyjną relację z katyńskiego lasu. Wstrzymali oddech, czekali.
Nie doczekali się. Historia zatoczyła koło, dopełnił się dramat.
Te trzy części "Ostatniego krzyku” składają się na mistrzowski obraz katyńskiej i smoleńskiej historii. Nie ma w niej kłótni, gniewu, spiskowych teorii, śledztwa. Są po reportersku, bez emocji pokazane fakty. I ludzie, których życie zmieniło się na zawsze. Tragedia narodowa nabrała osobistego wymiaru.
"To też opowieść (…) o wręcz metafizycznych zdarzeniach w życiu bohaterów i w moim podczas zbierania materiałów do książki. Bo tu sny i przeczucia są tak samo ważne jak twarde fakty.” – pisze Stanisławczyk.
I rzeczywiście. Jest w tej książce coś metafizycznego, niezwykłego. Bez wielkich słów, bez patosu. Ale tak, że trudno zapomnieć.