Bernard Minier zachwycił mnie swoim debiutanckim "Bielszym odcieniem śmierci", a w "Kręgu" potwierdził mistrzowską ligę. Czekałam na te książkę ponad rok i dziś mogę powiedzieć, że francuski pisarz szturmem wchodzi na toplistę najlepszych autorów kryminałów.
Tym razem zapomnijcie o przejmującym chłodzie i bezludziu. Rzecz rozgrywa się w Marsac, elitarnym miasteczku akademickim, w którym uczył się kiedyś Servaz, a teraz studentką jest tu jego córka. Z tym miejscem wiążą go wyjątkowe wspomnienia; również te bardzo osobiste. I to tutaj dochodzi do zbrodni. Zamordowana zostaje piękna, niezależna, charyzmatyczna wykładowczyni. Do zabójstwa doszło u niej w domu, w przedziwnie wykreowanej, teatralnej scenerii.
O zabójstwo podejrzany jest student, którego związek z profesorką nie do końca jest jasny. W dodatku to jeden z przyjaciół córki Servaza a równocześnie syn jego dawnej, wielkiej miłości. Wygląda na to, że wiele nitek z tej zbrodni prowadzi bezpośrednio do komendanta, a kolejne elementy tylko potwierdzają tę zależność, czy wręcz sieć, w którą został on zaplątany.
Jest dziwnie-klaustrofobicznie, duszno, coraz bardziej niebezpiecznie. Wygląda na to, że ktoś (zabójca?) bawi się z Servazem, policją i całym mnóstwem innych osób w niezwykle perfidną, inteligentną, makabryczną grę. I trzyma nas - czytelników - za gardło do ostatnich stron. Bo my również jesteśmy częścią tej wyrafinowanej, złej zabawy.