
Dzisiaj przed zakładem karnym w Opolu Lubelskim pojawił się prezydent Puław, Paweł Maj, który przed kamerami skrytykował wyrok dotyczący ograniczeń nałożonych na szkolne boisko. Dzięki zapłaconej przez nieznaną osobę grzywnie - samorządowiec do aresztu nie trafił.

Paweł Maj niesiony wsparciem opinii publicznej, najbliższe 5 dni chciał spędzić za kratkami, by w ten sposób zademonstrować swój sprzeciw wobec nakładania ograniczeń na boisko szkolne "Orlik" przy Szkole Podstawowej nr 4 w Puławach. Jego plany pokrzyżowała osoba, która bez konsultacji z prezydentem miasta pod koniec zeszłego tygodnia wpłaciła grzywnę w wysokości 5 tysięcy złotych - anulując nakaz aresztowania.
Mimo to Maj, tak jak zapowiedział, pojawił się dzisiaj w Opolu Lubelskim, by przed kamerami i mikrofonami licznie zgromadzonych dziennikarzy opowiedzieć o swojej walce z "bezdusznym prawem".
- Chciałbym, żeby to niesprawiedliwe, niemoralne prawo przestało istnieć. Żebyśmy mogli powiedzieć tym dzieciom - jesteśmy z wami, ćwiczcie, bawcie się, korzystajcie z życia, bo jesteście naszą przyszłością - mówił prezydent Puław, nazywając nałożonego na Orlika ograniczenia "zbrodnią na dzieciach". - Ten wyrok uderza w nasze dzieci i sprawia, że cierpią, a ja na to cierpienie się nie godzę - podkreślił.
Zapłata grzywny pokrzyżowała mu plany, bo sprawiła, że w mediach nie pojawiły się obrazki z jego aresztowania, co byłoby uderzeniem w wizerunek polskiego wymiaru sprawiedliwości pod rządami obecnej koalicji.
Ten gest, który uwolnił go od kary Paweł Maj nie przyjął ani z ulgą, ani zadowoleniem. Prezydent nazwał go zdeptaniem symboliki czynu, na który był przygotowany.
- Uważam, że zostało to zrobione wyłącznie po to, aby uniknąć kompromitacji aparatu państwa. Żeby nie było tego widoku, jak odprowadzacie mnie za bramę więzienia - ocenił. - To jest tylko potwierdzenie tego nikczemnego wyroku i zdeptanie symboliki tego czynu. Pójścia za kratki, by pokazać wszystkim jak nikczemne jest obowiązujące prawo i jak nikt nie chce go zmieniać - mówił sprzed zakładu karnego.
Na miejscu prezydenta wspierał m.in. były dyrektor MOSiR-u w Puławach, Antoni Rękas, prezes stowarzyszenia Zielone Powiśle - Janusz Próchniak, a także były piłkarz reprezentacji Polski i były poseł - Roman Kosecki. - Nie przypuszczałem, że ktoś będzie szedł do więzienia za otwieranie obiektów sportowych. Orliki powinny dawać zadowolenie, a nie więzienie - mówił ten ostatni, wskazując na pozytywną rolę jako sport pełni dla stanu zdrowia dzieci i młodzieży.
Przypomnijmy, że kara grzywny dla miasta lub aresztu dla prezydenta była skutkiem otwarcia wspomnianego boiska także po godzinach lekcyjnych, wbrew ograniczeniom nałożonym przez sąd. Powodem było zbudowanie ekranów akustycznych (za 240 tys. zł) i wyłączenie halogenów, co miało zmniejszyć "uciążliwości" skarżących. - Zrobiłem wszystko co chcieli i wpuściłem dzieci w dobrej wierze, żeby mogły grać w piłkę - przyznał Maj.
Gdy ponad rok temu otrzymał decyzję o karze, boisko na powrót zamknął. Obiekt od tamtej pory służy jedynie uczniom SP nr 4 i to tylko w godzinach pracy szkoły.
- Ten sądowy zakaz nadal nas obowiązuje. Boisko nie może być wykorzystywane przez osoby spoza szkoły. Obecnie toczymy spór z dwójką sąsiadów boiska, żeby rozszerzyć możliwość korzystania z niego. Czekamy na biegłego sądowego akustyka, który będzie mógł to zweryfikować - tłumaczy radca prawny puławskiego Ratusza, Ernest Stolar. Jak dodał, miasto liczy na to, że nowe przepisy, nad którymi pracuje rząd sprawią, że zamykanie Orlików oraz innych obiektów sportowych w takich sytuacjach nie będzie już możliwe.


