Chciałoby się rzecz - nic nowego pod słońcem. Na rynku wydawniczym pojawiła się kolejna książka, z której młody czytelnik może nauczyć się alfabetu. Równie dobrze zilustrowana jak jej poprzedniczki i bardzo podobna w treści do prekursorek.
Tym razem otrzymujemy wierszowaną historię o tym, co dzieje się w tytułowym Abecadłowie, gdy poszczególni jego mieszkańcy wyjadą zwiedzać świat. „P” wybierze się na przykład do Peru przez co znikną pająki i porządki (z czym zapewne dałoby się żyć) ale także pieczarki i precle (z czym już trudniej). Finezyjnie śpiewając fiu, fiu „F” pojedzie do Francji zabierając ze sobą firanki, fortepiany i filiżanki.
W ten właśnie sposób młody adept szkolnictwa pozna los każdej literki oraz przyswoi sobie kilka nowych słówek zadręczając rodziców pytaniem „co to znaczy?”. Przy okazji lektury maluchy mogłyby także dowiedzieć się, gdzie dany kraj lub miasto, do którego wybrały się literki leży, ale autorzy nie pomyśleli o tym, by wzbogacić tekst o przynajmniej małe mapki, tak by nauka geografii przyszła maluchom bezboleśnie. A szkoda.
Czy polecić ta książkę? Jeśli nasz przedszkolak nie ma na półce podobnej pozycji warto po nią sięgnąć. Jeśli dziełko o podobnej problematyce znajduje się już w dziecięcym pokoju z czystym sercem można sobie jej zakup darować.