Sam Mendoza opowiadał: "Kiedy już skompletowałem trzech bohaterów intrygi (ziemianina, zakonnicę i rozbójnika), równie anachronicznych co bliskich sobie w czasie, pozostało mi wymyślić zdarzenie, które jednocześnie wprawiłoby akcje w ruch i nadało jej kierunek.” I wymyślił.
Oto siostra Consuelo, młoda ambitna przeorysza, puka do drzwi starej rezydencji. Ma ambicje przekształcić szpital w dobrze funkcjonujący dom opieki nad starszymi i zniedołężniałymi. Z wiarą w powodzenie swojego przedsięwzięcia, rozpoczyna poszukiwanie pieniędzy. Szuka też wsparcia u don Augusto, który jakkolwiek swoje lata ma, nadal jest mężczyzna przystojnym, pełnym życia i ochoty…
I to był diabeł na drodze Consueli do świętości. W słońcu Katalonii, w upale, bezruchu przyrody, żar namiętności stał się silniejszy niż żar powietrza i żar wiary. Nad okolicą rozpętała się burza, jakiej nie pamiętali najstarsi mieszkańcy…
Świetna lektura, wciągająca, czyta się znakomicie – ironia, dowcip, sytuacje, a także coś więcej – daje do myślenia. Warto mieć.