"Zanim skończył siedem lat, Eustach Conway tak celnie rzucał nożem, że mógł przyszpilić nim kręgowca amerykańskiego do pnia drzewa. (…) Kiedy skończył siedemnaście lat wyprowadził się z domu i ruszył w góry, gdzie zamieszkał w skonstruowanym przez siebie tipi…”
Nie wiem, czy jej się to udało, ale "Ostatniego takiego Amerykanina” przeczytałam z zainteresowaniem. Po pierwsze dlatego, że historia jest prawdziwa i sama w sobie niezwykle ciekawa, po drugie dlatego, że autorka włożyła w nią kawałek swojego serca.
Mamy więc niesamowitą opowieść o człowieku, który wybrał trudne, żeby nie powiedzieć prymitywne życie w Appalachach. Mamy historię jego dojrzewania, poszukiwania miejsca w życiu i trudnych wyborów.
Ale autorka pokusiła się o coś więcej. Pokazała kawałek historii Stanów Zjednoczonych i zmierzyła się z kilkoma narodowymi mitami. Nie siliła się przy tym na patetyczność, dlatego książka jest równocześnie dowcipna, lekka, wciągająca. Nawet, jeśli mężczyznom nie przypadnie do gustu, to z pewnością kobiety chętnie przeczytają o prawdziwym facecie, który konno przejechał Amerykę w poprzek.