W "Mojej wielkiej miłości" czuć fantazję i artystyczną duszę pięknej Belli, która uwielbiała iść pod prąd i łamać konwenanse. Odwagi, tej życiowej, ale też tej literackiej, można jej dziś zazdrościć.
W "Mojej wielkiej miłości" autorka znów zabiera nas do czasów swojej szalonej młodości przypadającej na lata międzywojenne. Ci, którzy czytali wcześniejsze wspomnienia Czajki pamiętają jej małżeństwa - najpierw z Aleksandrem Hertzem, następnie z Jerzym Gelbardem. Będąc żoną tego drugiego Bella znów się zakochuje - i jest to uczucie, które spada na nią gwałtownie i wywraca jej życie do góry nogami. Choć może słowo "zakochuje" jest tu niekoniecznie na miejscu - bardziej adekwatne wydaje się "oczarowuje", czy "zachłystuje". Jakkolwiek by to uczucie nazwać, jej wybrankiem jest Franciszek "Franz" Fiszer; stary, gruby ekscentryk, a przy tym wyjątkowo inteligentny, dowcipny, czarujący mężczyzna. To wielki przyjaciel artystów, bywalec warszawskich salonów; filozof o nieokiełznanej fantazji i wyjątkowym poczuciu wolności.
Owa fantazja i życiowa brawura to coś, co Bella uwielbia ponad wszystko. Dlatego dla Fiszera kompletnie traci głowę. Przyjmuje go do domu swojego i Gelbarda, oddaje mu najlepszy pokój, gotuje najwymyślniejsze potrawy (Fiszer uwielbia jeść!). To on towarzyszy jej w wyprawach do słynnej Ziemiańskiej, to on staje się jej powiernikiem, autorytetem, najlepszym przyjacielem. Wygląda na to, że ten ekscentryczny związek młodej, pięknej dziewczyny i starego - choć genialnego - dziwaka nie ma szans. A jednak to Fiszer staje się w życiu Belli najważniejszą osobą.
W tej książce, jak w żadnej innej, Czajka pokazała swoją nieposkromioną naturę i wielki apetyt na życie. Błyskotliwie, mrużąc oko do czytelnika, czasem wpadając w sentymentalny ton. Bez kompleksów i hipokryzji.