Ta historia wstrząsnęła kilka lat temu całym światem. Austriaczka, Natascha Kampusch, która jako 9 letnie dziecko została porwana w drodze ze szkoły, po ponad 8 latach przetrzymywania w piwnicy przez porywacza, uciekła ze swojego więzienia.
Historia jest na tyle wstrząsająca i nieprawdopodobna, że obawiałam się, iż książka epatować będzie okrucieństwem, nienawiścią, cierpieniem. Że na tym poziomie zła i szaleństwa się zatrzyma.
I tu zaskoczenie. "3096" to nie jest thiller. To nie jest kryminał, ani wyciskacz łez. To mądra, dobrze napisana książka, która w niezwykły, niejednoznaczny sposób pokazuje relacje kat-ofiara. Nie ocenia, ale próbuje zrozumieć. I krok po kroku, z dystansem i wyczuciem opisuje 8 lat walki dziewczynki o przetrwanie w podziemnej pułapce. Instynktownej próby utrzymania się przy życiu. I uczynienia tego życia normalnym, na ile normalne może być życie z szaleńcem w 5 metrowej piwniczce.
Zadziwia spokój i dystans, z jakim Natascha opowiada o latach uwięzienia i dorastania w więzieniu. Zadziwia dojrzałość, z jaką patrzy na swojego oprawcę. "Porywacz wyrwał mnie ze swojego świata i wsadził do swojego. Człowiek, który odebrał mi rodzinę i tożsamość, sam stał się moją rodziną. Nie miałam innego wyjścia, musiałam zaakceptować go w tej roli i nauczyłam się cieszyć z jego troski i wykluczać wszystko, co było negatywne."
Dzięki temu, że Natascha traktowała porywacza jak normalnego człowieka, którego zasady przyjęła, stawiając swoje granice, prawdopodobnie przeżyła. W książce wielokrotnie powtarza: Nic nie jest czarno-białe. Moje życie z porywaczem miało też dobre chwile, on też taki nie był, choć nikomu się nie podoba gdy o tym mówię. Ostro rozlicza się przy tym z oceniającymi ją i porywacza ludźmi. "Społeczeństwo potrzebuje zdjęć więzień w piwnicach, aby nie musieć patrzeć na sporą liczbę mieszkań i przydomowych ogródków, w których przemoc pokazuje swoje drobnomieszczańskie, kołtuńskie oblicze."
Jest w tej książce ogromna siła, mądrość, dojrzałość i instynkt życia. Prawdopodobnie to wszystko, co pomogło Nataschy przeżyć. Nie ma w tej historii banału, schematów, tanich chwytów. Nie ma prostych, oczywistych odpowiedzi. Nie ma szczęśliwego zakończenia. Ofiara ucieka od swojego prześladowcy, on popełnia samobójstwo. "Poprzez ucieczkę uwolniłam się nie tylko od mojego prześladowcy, ale straciłam też człowieka, który siłą rzeczy był mi bliski. Ale nie pozwolono mi na smutek po jego śmierci, nawet jeżeli był trudny do zrozumienia. Ludzie bardzo nie lubią, gdy ich kategoria dobra i zła są poddawane w wątpliwość i konfrontowane z faktem, że nawet uosobienie zła posiada ludzkie oblicze".