Wydaje się, że listy przyjaciół są zawsze intymną formą wypowiedzi. Bardzo osobistą, przeznaczoną tylko dla adresata. To w stosunku do pamiętników są podejrzenia, że pisane mogą być z myślą o publikacji. Tymczasem czytamy:
Dlaczego inni nie mieliby z tego skorzystać? Z mojej perspektywy wydaje się, że sytuacja dojrzała do tego. Jeśli nie chcesz, wciąż pozostaje możliwość, żeby wydać je później, gdy będziemy jeszcze starsi i jeszcze sławniejsi… Niektóre z nich to cenne dokumenty…”
Tak pisał Gunnar Brandell ceniony szwedzki literaturoznawca, profesor literatury w Uppsali, którego Mrożek poznał w 1958 roku podczas podróży na pokładzie statku "United States”. Zawiązała się wyjątkowa przyjaźń Polaka ze starszym o 14 lat Gunnarem.
Zapewne przez wiele lat nie myślał żaden z nich o wydaniu (kiedyś) listów. I dlatego są tak ważne i tak wypełnione sprawami osobistymi, choć w gruncie rzeczy spotyka się dwóch intelektualistów z różnych stron świata i z różnego świata – Wschodu i Zachodu. Tymczasem czytamy zarówno o sprawach ważnych jak i drobiazgach codziennych.
Ciekawe – w tamtych latach pięćdziesiątych, kiedy podróż przez Atlantyk była marzeniem większości Polaków, Mrożek pisał do Gunnara "… przez ileś tygodni bawiłem w Nowym Jorku (miasto), ale nic szczególnego się nie wydarzyło, a potem rejs na pokładzie "Queen Elizabeth”[1], tak okropnie nudny, nijaki i mdły (choć pogoda dopisała), że do dziś wzdragam się i ziewam na myśl o tym…”
Ich korespondencja nawet w odróżnieniu od wielu dzienników znanych ludzi, zawiera tak wiele informacji o nich samych – a przypomnijmy – Mrożek nie był skłonny do rozmowy w ogóle, a do mówienia o rzeczach osobistych szczególnie. Ich korespondencja to także wymiana myśli i poglądów ważnych, mądrych, ciekawych.
Mrożek pisze porażająco prawdziwy obraz mentalności Polaka, Gunnar o pierwszych dniach stanu wojennego z jego perspektywy. Mrożek o zbliżających się wakacjach, przyjaciel o kłopotach ze zdrowiem. I tak sprawy ważne przeplatały się z codziennością. To warto przeczytać.