Tribute to Michael Jackson, Lublin, Scena Letnia Akwarela Cafe i Czarnego Tulipana, 7.08.09
"Tribute to Michael Jackson” był umiarkowanie nagłośnionym wydarzeniem, na pewno nie tak bardzo jak festiwal Inne Brzmienia. Jednak wystarczyło kilka plakatów i kilka zapowiedzi w mediach, aby przed sceną koło Trybunału Koronnego zgromadził się pokaźny tłumek.
Ludzi nie przyciągnęły gwiazdy, bo ich występów nikt nie planował, tylko chęć posłuchania po raz kolejny piosenek Michaela Jacksona. Śmierć Króla Popu wzmogła bowiem zainteresowanie jego twórczością tak bardzo, że wystarczy obiecać hity z "Thrillera”, "Bad” i "Dangerous” i można włożyć na afisz tuzin nieznanych nazwisk, aby przyszło sporo ludzi.
Jednak to "sporo” mogło szybko stopnieć, jeśli zderzyłoby się ze "słabo”, a nawet "średnio”. Bo o ile publiczność byłaby skłonna wystać i wysiedzieć do końca koncertu gwiazd przeciętnie wykonujących słynne przeboje Jacko, to nie miałaby żadnego powodu czynić tak w przypadku obojętnych jej nowicjuszy.
W piątek o 21.30, gdy kończył się koncert "Tribute to Michael Jackson”, było przed Akwarela Cafe więcej ludzi niż o godz. 19.30, kiedy się zaczynał. Przy czym nie doszło tu do jakichś niezwykłych przetasowań w rodzaju: odeszło wielu zawiedzionych, ale potem przyjechała wycieczka z fan-clubu i zrobiło się tłumnie.
Nikt nie odchodził z niesmakiem, bo nie było naprawdę ważnych powodów. Ci młodzi ludzie, skrzyknięci przez Bartłomieja Cabonia, nauczyciela śpiewu Speech Level Singing, którym posługiwał się Jackson, okazali się w większości świetni.
Zaczęło się dobrze od numerów "Who Is It” i "They Don't Care About Us” w porządnym technicznie i showmańskim wykonaniu wokalisty R&B My-Key. A potem – przynajmniej od strony muzycznej – było zwykle równie dobrze, a niekiedy nawet lepiej.
Z trudnymi do zaśpiewania kawałkami – często skomponowanymi na skalę od wysokiego barytonu do falsetu, wymagającymi melodycznie i rytmicznie – radzili sobie całkiem nieźle Marcin Maliszewski, Kasia Jaguścik, Marta Butrym, Maciek Wróbel, Ola Dąbrowska, Dominik Dudzik, Diana Świder, Łukasz Wójcik i Olga Wcisło.
Niektórzy wzięli na siebie dodatkowe trudności. Np. Maciek Wróbel zdecydował się na solowe wykonanie "Say Say Say”, pomyślanego jako duet (Michael Jackson–Paul McCartney). Może modulacja wysokości dźwięków nie była idealna, ale generalnie wyszło mu całkiem nieźle.
Świetną zabawę zafundowała publiczności Diana Świder śpiewając skoczne "Blame It on the Boogie” z repertuaru The Jacksons. Do chwili refleksji skłoniła słuchaczy Olga Wcisło wykonaniem "Ain't No Sunshine” z debiutanckiego longplaya Jacksona "Got to Be There”.
Bardzo gorąco zostały przyjęte występy Bartłomieja Cabonia, który sam wykonał tytułową piosenkę z albumu "Thriller”, a w duecie z Marcinem Maliszewskim zaprezentował "Earth Song”. Podobały się nawet Diana Świder w "Billie Jean” i Marta Butrym w "Dirty Diana”, choć akurat tych utworów kobiety nie powinny wykonywać.
Słuchacze nie muszą znać tekstów i ich rozumieć, więc kiedy mają do czynienia ze śpiewanymi z pasją i granymi bardzo fachowo (brawo Michał Iwanek, Piotr Bogutyn, Jarosław Goś i Krzysztof Redas!) przebojami, bawią się dobrze. Piątkowe popisy lubelskich i warszawskich muzyków tak bardzo rozkręciły publiczność, że zgotowała im na koniec owacje, jakich nie słyszałem na żadnym koncercie w te wakacje.
Najpierw skandowano chóralnie "Jeszcze jeden”, potem "Jeszcze dwa”, a kiedy artyści wciąż ociągali się z bisami, wołano "Od początku”. W końcu wokaliści i instrumentaliści odpowiedzieli na wysiłki słuchaczy ponownym wykonaniem "They Don't Care About Us” i "Thrillera”.