Rozmowa z Krzysztofem Rzączyńskim, dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Andersena w Lublinie.
• Nastąpił nieoczekiwany obrót spraw niebieskich i 1 września został pan powołany przez prezydenta Krzysztofa Żuka na kolejną kadencję jako dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Andersena. Prezydent postawił na ciągłość. Gratulacje. Jest radość?
- Bardziej poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Trudno o radość w tych ciężkich czasach.
• Czas pandemii był dla was bardzo trudny?
- Czas był bardzo trudny i w dalszym ciągu jest. Mamy trudności ze zorganizowaniem widowni. Przecież głównie bazujemy na widowni szkolnej i przedszkolnej. A szkoły mają duże ograniczenia, jeśli chodzi o wyjścia. Czas trudny trwa. Natomiast wydaje się, że zrobiliśmy wszystko, żeby jak najlepiej sobie z tym radzić.
• Przykład?
- Jako jeden z pierwszych teatrów w Polsce zaczęliśmy działalność on line, żeby nie stracić kontaktu z naszą widownią. Świetnie to nam się udało, cały czas takie spotkania kontynuujemy. Przygotowujemy się na dalsze perturbacje i cały czas jedna nitka naszej aktywności cały czas idzie w kierunku spotkania przez internet.
• Co zobaczymy w tym sezonie?
- Po pierwsze musimy dokończyć to, co zaczęliśmy. Chodzi o fantastycznie zapowiadającą się premierę „Pippi Langstrumpf”, do której otrzymaliśmy prawa. Premiera jest planowana na 16 stycznia 2021. To jest duży, muzyczny spektakl. Familijny, zapraszamy na niego całe rodziny z dziećmi, i dziadków, i rodziców, i dzieci. Każdy będzie się dobrze bawił, bo spektakl jest rewelacyjny, funkcjonuje na kilku poziomach, jest dobra muzyka i prawie cały zespół na scenie.
• Kolejny mocny punkt?
- To premiera „Alicji w kranie czarów” Kuby Roszkowskiego. To spektakl, który bardzo stawia na magię, kolory, świat wyobraźni. Czyli dwa mocne tytuły a w środku równie interesujący spektakl przygotowywany przez naszych aktorów. Na wiosnę chcemy pokazać sztukę: „Wilk i trzy świnki oraz leśniczy co strzeże dziczy”. Tekst bardzo zabawny, zdecydowanie stawiający na teatr formy, lalki, śmieszny, zabawny, skierowanych do najmłodszych dzieci.
• Czy Andersen pojedzie w „teren”?
- Tak, pracujemy nad specjalnym projektem. Z Igorem Gorzkowskim chcemy zrobić spektakl nawiązujący do podwodnej żeglugi i do Nautilusa, legendarnego okrętu podwodnego. Chcemy zbudować taki okręt, pewnego rodzaju teatralny namiot, z którym będziemy mogli się przemieszczać po województwie lubelskim, po ścianie wschodniej i po całej Polsce. Szukamy na to środków, chcemy, żeby to był projekt przygotowany przez kilka podmiotów. Myślimy także o małych spektaklach, które wchodzą w każdą przestrzeń. Od sali gimnastycznej po podwórko. Jak Mahomet nie przyjdzie do góry, to góra przyjdzie do Mahometa.
• Cały czas nie boi pan się marzyć?
- Cały czas. Po ogłoszeniu decyzji, że zostaję w Andersenie na kolejną kadencję napisałem słowa, które chciałbym tu powtórzyć. Kiedy 3 lata temu prezentowałem w konkursie swój program, wyobrażałem sobie teatr marzeń. Może dlatego ta odważna wizja zyskała uznanie… Teraz wiem, jak ciężko te marzenia realizować, ale niezmienne pozostanie dążenie do teatru demokratycznego, tolerancyjnego i niewykluczającego, otwartego na różne światopoglądy, zapraszającego do dyskusji niezależnie od wieku naszych widzów, teatru, któremu nie da się zamknąć ust.