Do redakcji jeździłbym linią zieloną, czyli „B”. Ze stacji Koncertowa, potem cztery przystanki, przesiadka na Racławicka KUL i dwa przystanki do stacji Pl. Litewski. Jeździłbym, gdyby w Lublinie było metro. Co by było gdyby – na takie pytanie odpowiada Michał Lewkowicz, którego wystawę „Metro Lublin” można oglądać w Brain Damage Gallery przy ul. Królewskiej 13.
Lubelskiego metra nie powstydziłaby się żadna światowa metropolia. Ma sześć linii, w tym jedną objeżdżającą miasto, przypominającą londyńską linię Circle. Inne kursują z Ponikwody na Węglin, Choin na os. Nałkowskich i Abramowice z Elizówki na os. Widok, ze Skansenu na ul. Mełgiewską i ul. Nałęczowskiej do Portu Lotniczego Lublin.
Zanim powstał schemat nie było żadnych analiz: ani ilości pasażerów poruszających się z dzielnicy do dzielnicy, ukształtowania terenu czy możliwości architektonicznych. Schemat metra, który oglądamy na wystawie to zabawa. Dlatego ani umiejscowienia stacji, ani ich nazw nie należy brać na serio. Co zresztą, jak mówi Michał Lewkowicz, już się zdarza.
– Lubię projektować rzeczy, które nie istnieją, a po prostu bawią innych – mówi Lewkowicz znany również jako Endiesonix. To pochodzący z Lublina grafik, mieszkający od kilkunastu lat w Londynie. Sam o sobie mówi, że jest miłośnikiem kolei podziemnej.
Pierwszy projekt lubelskiego metra jego autorstwa powstał już w latach 90-tych ub. wieku. – Wielokrotnie słyszałem od znajomych, żeby coś z tym zrobić, jakoś to wykorzystać – opowiada.
Wystawę na ten temat zaproponowała lubelska Brain Damage Gallery. Oprócz schematu kursowania metra można również oglądać fałszywe artykuły z lubelskiej prasy: „Kuriera Wschodniego” i „Dziennika Lubelskiego”. Teksty dotyczą np. otwarcia metra 50 lat temu (bo wystawa powstała z okazji tej okrągłej rocznicy), grafficiarzy niszczących pociągi, czy zalania stacji po powodzi.
Wystawę „Metro Lublin” można oglądać do 31 lipca. Wstęp wolny.