Czwartkowy mecz z Dzikami Warszawa bardzo mocno zabolał kibiców Startu Lublin. Oglądanie tak nieporadnej drużyny było dla nich dużym rozczarowaniem i zaskoczeniem. Przecież do tego spotkania „czerwono-czarni” przystępowali będąc w trakcie serii 4 zwycięstw z rzędu. Tymczasem w stolicy miejscowe Dziki, zdziesiątkowane kontuzjami i chorobami, dały lublinianom lekcję koszykówki.
Oczywiście, można traktować czwartkową porażkę jako wypadek przy pracy. Można jednak zacząć obawiać się czy nie jest to początek głębszego kryzysu. Trzeba mieć nadzieję, że te obawy są mocno przesadzone, zwłaszcza, że do gry wraca już Emmanuel Lecomte.
Belg nabawił się urazu mięśniowego podczas meczu swojej reprezentacji z Łotwą i musiał przez kilka tygodni pauzować. – On już praktycznie wrócił do treningów, tylko na razie jeszcze była to forma bezkontaktowa. Lekarz jednak dał zielone światło, więc powoli będzie mógł rozpocząć treningi na pełnych obrotach – mówi Wojciech Kamiński.
Ponowne dołączenie Lecomte’a do zespołu sprawia, że Start ma w składzie 6 obcokrajowców. Do meczowego protokołu w spotkaniach Orlen Basket Ligi można wpisać tylko 5 cudzoziemców, a na boisku może ich jednocześnie występować maksymalnie 4. Teoretycznie, liga stworzyła możliwość wpisania do protokołu aż 6 obcokrajowców. Taki przywilej jednak kosztuje – dla klubów niewystępujących w europejskich rozgrywkach to aż 200 tys. zł.
Czy warto wydać takie pieniądze czy może lepiej jest podziękować któremuś z cudzoziemców już będących w kadrze Startu? Mecz w Warszawie pokazał, że obecność w składzie Lecomte’a jest niezbędna. Próbujący zastąpić go na rozegraniu Cortney Ramey zagrał słabo. Rady na jedynce nie dał również Bartłomiej Pelczar.
– Stanę w obronie Bartka, bo wyszedł w momencie, kiedy fatalnie weszliśmy w pierwszą kwartę. Wszedł i ustawił grę, co pozwoliło nam wrócić do meczu. W mojej ocenie dobrze poradził sobie z powierzonymi zadaniami. Gdyby go nie było, to może już w pierwszej połowie przegralibyśmy to spotkanie. Nie trzeba oddawać 20 rzutów, aby coś wnieść na boisko – przekonuje Wojciech Kamiński.
Na ten moment graczem, którego brak będzie najmniej zauważalny wydaje się być CJ Williams. 36-latek ma znakomite CV, bo grał w Los Angeles Clippers i Minnesota Timberwolves, a w Europie reprezentował barwy chociażby Pau-Orthez i Ironi Nes Ziona. W Starcie jednak nie potrafi się odnaleźć. Długo leczył kontuzję, a po powrocie do gry zaliczył właściwie tylko jeden dobry występ.
Był to mecz z Treflem Sopot, kiedy zdobył 29 pkt. Istotnym faktem jest też to, że Williamsa ma kto zastąpić z grona zawodników polskiej rotacji. Jest przecież rozgrywający dobry sezon Jakub Karolak czy otrzymujący mniej minut Michał Krasuski czy Filip Put.
– Jestem zwolennikiem, aby mieć sześciu obcokrajowców. Czas pokaże jednak, co się stanie. Finalną decyzję podejmiemy wspólnie z prezesem Arkadiuszem Pelczarem. Dopóki nie ma wpłaty, to nie będziemy mieli sześciu cudzoziemców w protokole – mówi Wojciech Kamiński.
Dla prezesa Arkadiusza Pelczara jest to na pewno trudna decyzja. Za nią przemawia możliwość włączenia się do walki o fazę play-off. Inna sprawa, że pożegnanie chociażby z Williamsem może oznaczać więcej minut dla Puta, któremu po raz kolejny brakuje pewności siebie.
Więcej czasu dla koszykarzy z polskiej rotacji wcale nie musi być złym rozwiązaniem. Dodatkowo, trzeba pamiętać, że Start pożegnał się z Krajową Grupą Spożywczą, która była tytularnym sponsorem klubu. W takiej sytuacji zapewne w klubie dobrze ogląda się każdą złotówkę. A co dopiero 200 tysięcy takich złotówek...