Od jedenastu do ośmiu lat więzienia – takie wyroki usłyszeli członkowie gangu Adama Z. z Lublina. Grupa latami okradała firmy w całej Polsce. Łupem włamywaczy padły blisko trzy miliony złotych
Wyrok dotyczący gangu zapadł właśnie w Sądzie Okręgowym w Lublinie. To finał sprawy, na trop której wpadli kryminalni z lubelskiej komendy wojewódzkiej. Jak ustalili – grupa Adama Z. działała od 2008 do 2013r. Gang rozpoczął działalność po tym, jak Adam Z. i jego kompan. – Piotr B. – wrócili z Belgii. Odsiadywali tam krótkie wyroki za kradzieże.
Rozpruwali sejfy i kasetki z pieniędzmi
W Polsce nie chcieli podejmować się uczciwej, ale słabo płatnej pracy. Postanowili wykorzystać swoje „doświadczenie”, włamując się do biur i budynków przemysłowych. Specjalizowali się w rozpruwaniu sejfów i kasetek z pieniędzmi. Stąd kryptonim „sejf”, jaki policja nadała operacji przeciwko włamywaczom.
Kryminalni szybko rozpracowali gang, ale trudno im było złapać przestępców na gorącym uczynku. Adam Z. i jego kompani byli bardzo ostrożni. Nie korzystali z telefonów. Porozumiewali się jedynie przez krótkofalówki. Wyjeżdżając na „akcje” spali w samochodzie, by nie meldować się w hotelach. Mieli ze sobą sprzęt biwakowy, więc czasami obozowali w lasach. Przestępcy dokładnie obserwowali budynki, które planowali obrabować. Poruszali się busem, użyczonym przez znajomego, którego w zamian wozili na wizyty lekarskie.
Okazja do zatrzymania włamywaczy pojawiła się w 2013 r. Adam Z. i jego koledzy mieli wtedy obrabować chłodnię w Krężnicy pod Lublinem. Nocą policjanci odnaleźli ich busa zaparkowanego kilkaset metrów do zakładu. W aucie nikogo nie było. Policjanci poszli więc do firmy i porozmawiali z ochroniarzem, który zapewnił, że nie było żadnego włamania. Kryminalni sprawdzili jednak biura, gdzie zobaczyli zdemolowane szafki i szuflady.
Natychmiast zarządzono blokady dróg. Policjanci ruszyli w pościg za busem. Udało się go zatrzymać dopiero w Lublinie, przy ul. Balladyny. Autem podróżowało sześciu mężczyzn. Tylko Andrzejowi Z. udało się uciec. Został jednak zatrzymany następnego dnia, w swoim mieszkaniu przy ul. Pana Balcera.
Początkowo mężczyzna nie przyznał się do kierowania gangiem, a jedynie do włamania do chłodni. Jego kompani również zaprzeczali wszelkim zarzutom. Sytuacja zmieniła się po tym, jak Piotr B. i Marcin S. zaczęli współpracować z prokuraturą. Dokładnie opisali sposób działania gangu. Okazało się, że ich największym skokiem było włamanie do firmy w Lublińcu. Przestępcy zabrali wtedy z sejfu 1,2 mln zł. Kolejne 400 tys. zrabowali z firmy budowlanej w miejscowości Lipno. Wrócili tam po dwóch latach. Okazało się, że zakład nie wzmocnił zabezpieczeń. Złodzieje okradli więc firmę po raz drugi, zabierając aż 700 tys. zł.
Włamywacze działali zwykle w pięcioosobowej grupie
Maciej G. był kierowcą, Sebastian P. odpowiadał za obserwację otoczenia. Andrzej Z., Piotr B. oraz Mariusz S. włamywali się do budynków. Na ostatnią, zakończoną wpadką akcję, panowie zabrali jeszcze Piotra K. Jak ustaliła prokuratura, zrobili to „z litości”. Piotr K. był bowiem życiowym nieudacznikiem, ale jednocześnie potrzebował pieniędzy i był zafascynowany działalnością kolegów. On sam przyznał podczas późniejszego przesłuchania, że liczył na „przeżycie ciekawej przygody”. Ucieszyłby go jakikolwiek „odsyp”, bo wiedział, że koledzy uważają go za „leszcza”.
Sprawa Piotra K. została wyłączona do odrębnego postępowania. Jego kompanów oskarżono w 38 włamań w 10 województwach. Przestępcy ukradli ponad 2,9 mln zł. Spowodowali szkody szacowane na 65 tys. zł. Pod koniec śledztwa wszyscy przyznali się do zarzutów. Andrzej Z. został skazany na 11 lat więzienia, a Maciej G. i Sebastian P. na 10 lat pozbawienia wolności. Piotr B. i Mariusz S. usłyszeli wyroki odpowiednio 8,5 roku oraz 8 lat więzienia. Rozstrzygniecie nie jest prawomocne.