Po serii porażek wydawało się, że drużyna z Tomaszowa Lubelskiego powoli musi się żegnać z III ligą. W sobotę piłkarze Pawła Babiarza wlali jednak w serca kibiców trochę optymizmu. Pokonali na wyjeździe Koronę Rzeszów 2:1 i obecnie do bezpiecznej strefy tabeli tracą dziewięć punktów. No chyba, że Hutnik Kraków uratuje ligowy byt w II lidze. W takim wypadku strata niebiesko-białych wynosiłaby tylko pięć „oczek”.
W ostatnich tygodniach to zespół beniaminka wychodził na prowadzenie, ale nie potrafił go utrzymać. Inaczej było w sobotnim spotkaniu. W 25 minucie kuriozalną bramkę zdobył Maciej Maślany. Fatalny błąd popełnił Łukasz Bartoszyk, który wybił piłkę wprost pod nogi zawodnika rywali, który „posadził” na murawę Damiana Chmurę, a następnie wpakował futbolówkę do siatki.
Biorąc pod uwagę ostatnie niepowodzenia pewnie niewiele osób spodziewało się, że goście będą w stanie się jeszcze podnieść. Tuż przed przerwą udało im się jednak doprowadzić do wyrównania. Po rzucie rożnym przed polem karnym Korony został Benoit Doiteau. Francuz miał sporo miejsca przed szesnastką i czasu, dlatego podrzucił sobie piłkę i uderzył z powietrza do siatki. Gol do szatni na pewno podbudował ekipę z Tomaszowa Lubelskiego.
Było to widać po przerwie. Najpierw w 55 minucie Jakub Szuta znalazł się w odpowiednim miejscu i z bliska dobił piłkę do bramki po ładnej, indywidualnej akcji swojego brata Damiana. Niedługo później autor drugiego trafienia wychodził na czystą pozycję, ale nieprzepisowo zatrzymał go Szymon Rygiel. Werdykt arbitra? Czerwona kartka i akcje Tomasovii jeszcze bardziej wzrosły.
Co ciekawe, zamiast 1:3 szybko powinno być 2:2. Ręką w swojej szesnastce zagrał Oleksandr Zozulia i sędzia nie miał wątpliwości, że gospodarzom należała się jedenastka. Do piłki podszedł Paweł Piątek, ale jego intencje wyczuł Bartoszyk i złapał lekki strzał rywala, a przy okazji odkupił winy za straconego gola z pierwszej połowy.
Podopieczni trenera Babiarza mogli zamknąć mecz trzecim trafieniem. Groźnie z dystansu strzelali: Orzechowski i Doiteau, a w słupek przymierzył Jakub Szuta. Na koniec w polu karnym przyjezdnych pojawił się nawet bramkarz Korony, ale mimo że gospodarze naciskali do końcowego gwizdka, to nie byli już w stanie zmienić wyniku.
– Z tymi karnymi to jakieś fatum – śmieje się Paweł Babiarz. – Chyba z 12 ostatnich, jakie widziałem skuteczny okazał się tylko jeden. Na szczęście tym razem nie strzelili rywale, a nie my. Ogólnie mecz był nerwowy od początku po głupio straciliśmy gola. Kluczowa była jednak bramka na 1:1. To był pozytywny bodziec tuż przed przerwą. Dobrze weszliśmy w drugą odsłonę, szybko trafiliśmy na 1:2, a później mieliśmy kilka dobrych sytuacji. Trzeba jednak przyznać, że pod naszym polem karnym też parę razy się „kotłowało”, ale dowieźliśmy zwycięstwo do końca – dodaje szkoleniowiec.
Czy jego podopieczni wracają do walki o utrzymanie? – Naprawdę nie chcę za wiele w tym temacie mówić. Powiem, że tak i zaraz może się to na nas zemścić. Dlatego trzeba się skupiać na każdym kolejnym spotkaniu. Hutnik Kraków niespodziewanie ma jednak szansę na pozostanie w drugiej lidze, a w takiej sytuacji tych punktów do utrzymania wcale nie trzeba byłoby zdobyć aż tak dużo. Trzeba walczyć w każdym meczu – mówi opiekun niebiesko-białych.
Korona Rzeszów – Tomasovia Tomaszów Lubelski 1:2 (1:1)
Bramki: Maślany (25) – Doiteau (44), J. Szuta (55).
Korona: Pawlus – Cholewa (75 Persak), Rygiel, Mazur (61 Jędryas), Karwacki (90 Kowal), Maślany, Kocój, Kardyś, Piątek (75 Kawalec), Wiktor (90 Drozd), Kałaska.
Tomasovia: Bartoszyk – Pleskacz (84 Wolanin), Błajda (60 Kycko), Chmura, Zozulia, Tsybulnyk, Orzechowski, Tomaszewski, Doiteau, D. Szuta (90+2 Lis), J. Szuta.
Żółte kartki: Kałaska, Wiktor – Pleskacz, Błajda, Zozulia.
Czerwona kartka: Rygiel (Korona, 57 min, za faul)
Sędziował: Jakub Borkowski (Tychy).