Centrum zostało sparaliżowane, a przejazd przez śródmieście trwał o kilkadziesiąt minut więcej niż zwykle. Tak boleśnie odczuli w poniedziałek lubelscy kierowcy i pasażerowie skutki ograniczeń w ruchu na skrzyżowaniu al. Solidarności z al. Sikorskiego, ul. Ducha i Północną
O ile w weekend było ciężko, ale dało się jeździć, o tyle było bardzo źle. Kierowcy z os. Botanik, którzy stracili wyjazd przez ul. Ducha próbowali się dostać do centrum m.in. przez ul. Zbożową i al. Warszawską. Utworzyły się tu wielkie korki, a przejazd tym odcinkiem al. Warszawskiej wydłużał się o pół godziny.
Odbiło się to również na komunikacji miejskiej, zwłaszcza na linii 18. – Opóźnienia sięgały nawet 40 minut – przyznaje Justyna Góźdź z Zarządu Transportu Miejskiego. W korku stanęła też ul. Popiełuszki, gdzie czas przejazdu wydłużał się rano o 15 do 30 minut. Nic dziwnego, bo ulica ta stała się drogą dla busów omijających dwupasmówkę.
Tymczasową sygnalizację przeklinają kierowcy jadący odcinkiem al. Solidarności zwężonym tak, że obok skrzyżowania zostało po jednym pasie ruchu do centrum i jednym w przeciwną stronę. Przeklinają i pytają, czy światła muszą się zmieniać aż tak szybko i czy nie dałoby się zabrać nieco zielonego światła pustej al. Sikorskiego.
– Na razie nie przewidujemy zmian, nie chcemy podejmować pochopnych decyzji – odpowiada Karol Kieliszek z Urzędu Miasta. – A zielone światło na wyjeździe z al. Sikorskiego i tak świeci już tylko przez 10 sekund.
Korek sięgający wiaduktu Poniatowskiego, a nawet dalej, skłaniał kierowców nawet do tak ryzykownych zachowań jak cofanie na ruchliwej al. Solidarności. Wiele osób uciekało z korka zawracając przez pas zieleni. Szlaki przecierał im już w sobotę kierowca BMW, które zawisło na podwoziu.
Z drugiej strony korek zaczynał się przy wjeździe do miasta. – Można by było ostrzec kierowców znacznie wcześniej, żeby nie zjeżdżali na tym węźle – uważa pani Iwona, jedna ze zmotoryzowanych, które zmagały się w poniedziałek z zatorami.
Jeszcze gorszy był popołudniowy szczyt komunikacyjny. Korek ciągnął się przez Al. Racławickie i Krakowskie Przedmieście i Kapucyńską aż do ul. Narutowicza.
Stały też ul. 3 Maja i Dolna 3 Maja. Dziesiątka miała już 25 minut opóźnienia a wciąż była przed Chmielną. Przy Ogrodzie Saskim była po kolejnych 22 minutach. Na pętli na Węglinie miała już 52 minuty opóźnienia.
Od autobusów i samochodów o wiele lepiej sprawdzały się w poniedziałek wygodne buty, albo rower. Na dwóch kółkach można było m.in. wygodnie ominąć popołudniowy korek, w którym ustawili się kierowcy zamierzający skręcać z ul. Koncertowej w Zelwerowicza.
– Gdyby ktoś się chwilę zastanowił, to tego korka by nie było – obrusza się pan Adam, który spędził tu niemal kwadrans. Kierowcy irytowali się, że miasto nie przestroiło tu sygnalizacji świetlnej i zielone światło do skrętu w lewo przepuszczało tylko sześć, siedem samochodów.
Wróćmy jeszcze na ul. Ducha, gdzie wciąż nie brakowało kierowców, którzy ignorowali zakaz i wjeżdżali swoimi autami od Willowej lub al. Sikorskiego, choć droga dostępna jest tylko dla autobusów komunikacji miejskiej .
Nierzadko prowadziło to do niebezpiecznych sytuacji. Problemem zajęli się policjanci i strażnicy miejscy wspólnie zawracając tych, którzy wjechali w ul. Ducha.
Musimy się przyzwyczaić do takiej sytuacji, bo obecna organizacja ruchu ma potrwać do końca roku.