W dziekanatach są jędze, ale i anioły. Dużo okienek między zajęciami. Medycy przerażeni anatomią. Kłopot w odnalezieniu się wśród obcych i mieście, gdzie nawet najmniej zaradni zobaczyli już kluby, kluby, kluby i Plazę.
• Jak przeżyli pierwszy dzień na uczelni
• Czy mieli z czymś kłopoty: w dziekanacie, na stancji, w mieście
• Jak sobie organizują czas wolny. Szukaliśmy osób, które przyjechały do naszego miasta, by zapytać je: Co w pierwszym miesiącu pobytu w Lublinie zaskoczyło albo zainteresowało.
– Plan jest wręcz idealny. Wolny poniedziałek, we wtorek sporo, ale w środę tylko jeden wykład. W czwartek trochę zajęć, ale w piątek jeden wykład i tyle – wylicza Łukasz Grabowski z I roku politologii UMCS. Jedyny kłopot to brak legitymacji. – Jeszcze nie znam powodu, dlaczego jej nie ma.
Wszystkie koleżanki i koledzy Łukasza chwalą rozkład zajęć. Ale oprócz politologów z UMCS pozostali narzekają na plan. Praktycznie muszą być na uczelni cały dzień, bo mają okienka między ćwiczeniami i wykładami i nie opłaca się w tym czasie wracać na stancję.
– Plan zajęć jest o.k., gorzej z okienkami, ale wiem, że każdy je ma – mówi Michał Kostecki z Siedlec, który od miesiąca jest studentem kulturoznawstwa na UMCS.
– Ze stancji jestem bardzo zadowolona. Mieszkam na Piłsudskiego, to śródmieście, mam blisko. Jedyne, co zauważyłam, że panie w dziekanacie prawie nie pracują i wiem, że będę miała z tym problemy. Ale to chyba normalne – stwierdza Kasia z Kielc. Jej koleżanka z Suchej Beskidzkiej, która korzysta z tego samego dziekanatu, wspomina swój debiut na UMCS diametralnie inaczej: Większych kłopotów nie miałam, nawet dziekanat miło wspominam. Pani udzieliła mi odpowiedzi na wszystkie pytania i była miła tak, że nie sprawdził się stereotyp dziekanatu. Tylko kolejka mnie zaskoczyła, ale to chyba normalne – wspomina Joanna.
– W pierwszy dzień strasznie padało, spóźniłam się na autobus. Pomijając fakt że MPK jest straszne i niedzisiejsze czułam się obco – mówi Ewelina, polonistka KUL z Siedlec. – Początek był nieciekawy. Ale pani w dziekanacie anioł nie człowiek. Załatwia za nas wszystkie sprawy, wszystko wiemy. Ludzie są dużo serdeczniejsi, to nie jest warszawska sodówa. Czasu wolnego mam mało, zajęcia są do późna, ale antykwariaty są super.